Od początku mojej przygody z inwestowaniem podszedłem do tego zagadnienia jak do kolejnego kierunku studiów. Dałem sobie pięć lat na naukę inwestowania, wiedząc że zajmie to dużo czasu, będzie wymagało sporo uwagi i niestety, również trochę pieniędzy. Już od początku, po początkowych porażkach, wiedziałem że nie będzie to tak łatwe, jak mogło się wydawać po pierwszych optymistycznych przemyśleniach. I niestety łatwe się nie okazało.
Proces edukacji inwestora jest siłą rzeczy długotrwały. Dla niektórych trwa ok. pół roku, gdyż w tyle zazwyczaj przegrywają swoje środki gracze na rynku forex. W przypadku rynku akcyjnego trwa to dłużej, gdyż dłużej można się też oszukiwać, że jest dobrze, a ta głęboka strata, którą wieziemy w portfelu, jest ciągle stratą wirtualną.
Niezależnie od instrumentów, które wykorzystujemy, musimy zdobyć niezbędną wiedzę i umiejętności, żeby skutecznie inwestować. Ujawnia się tu kolejne podobieństwo do studiów, gdzie słuchamy wykładowców i czytamy książki. W wypadku inwestowania tymi wykładowcami są doświadczeni inwestorzy i szkoleniowcy, dzielący się swoją wiedzą i przekazujący najważniejsze kwestie, dzięki którym nie będziemy musieli samodzielnie popełnić wszystkich błędów, żeby się na nich nauczyć.
źródło: coffeusa.org |
Nie jest więc tajemnicą, że edukacja w dziedzinie inwestycji również kosztuje. Kosztują książki, które czytamy, kosztuje profesjonalna literatura, dostępy do serwisów inwestycyjnych, jak również kosztują seminaria i szkolenia, na których można uzyskać cenną wiedzę od praktyków rynku. Można więc powiedzieć, że bardzo trudne jest osiągnięcie zadowalających rezultatów na polu inwestycji, jeśli wcześniej nie zainwestujemy określonej puli środków w edukację.
Przygotowując się do tego wpisu, zastanawiałem się, czy można określić sumę środków, które trzeba wydać, żeby nauczyć się inwestowania i doszedłem do wniosku, że zawsze jest to kwestia indywidualna. Niektórym wystarczy niewiele, a ktoś inny z kolei będzie musiał poświęcić całkiem spore środki, zanim zacznie mu się na rynku udawać. Oczywiście jest też pewna grupa osób, której nie pomogą żadne pieniądze, gdyż na przeszkodzie staną również kwestie predyspozycji psychologicznych.
Kolejna sprawa to wydatki w trakcie samego inwestowania. Możemy mieć już jakieś stabilne podejście, które pozwala nam utrzymać się na powierzchni, ale przecież nie o to chodzi. Należy nieustannie podnosić swoje kwalifikacje, szukać nowych metod i pomysłów, żeby wyniki inwestycyjne ulegały systematycznej poprawie. Znane są przykłady inwestorów, którzy dysponują już dochodowym podejściem, ale ciągle wydają określone środki na kupno gotowych systemów. Nie stosują ich bez sprawdzenia, a wręcz przeciwnie, przyglądają się ich konstrukcji, aby w ten właśnie sposób poprawić coś we własnych inwestycjach.
Wiedząc zatem, że inwestycja w siebie powinna przynosić nam określone rezultaty, planowałem powiązać wydawane na edukację środki z uzyskiwanymi rezultatami. Załóżmy, że chcemy uzyskać poprawę wyników o 1% w skali roku. Jaką sumę należy na to poświęcić? Przyjmijmy że posiadamy portfel o wielkości 30 tysięcy złotych, czyli mniej więcej taki, jaki posiada przeciętny inwestor. Chcąc wydać 1% jego wartości, będzie to kwota zaledwie 300 zł rocznie. Można za nią kupić 5-7 książek lub wydać na jakieś niedrogie szkolenie. Wyjazdu na konferencję WallStreet raczej za te pieniądze mieć nie będziemy.
Widzimy więc, że proste powiązanie wielkości portfela i wydawanej na edukację kwoty nie działa. Chociażby dlatego, że wielu początkujących zaczyna z dużo mniejszymi środkami. 1% z 5000 zł to zaledwie 50 zł. Za takie pieniądze nie nauczymy się inwestowania. Dopiero posiadanie portfela przewyższającego 100 000 zł może powodować, że wydatki na edukację będą względnie mało zauważalne.
Stąd też zagadnienie to należy rozpatrywać kwotowo, odrywając je od wielkości portfela. Jaką otrzymujemy kwotę? Tutaj znów powstaje nam bardzo indywidualna kwestia. Można wydać 1000 zł na jedno szkolenie (oczywiście można wydać o wiele więcej), a można też za te pieniądze kupić kilkanaście wartościowych książek. Dobrym rozwiązaniem jest oczywiście podzielenie tych pieniędzy na kilka elementów, od literatury, przez webinary aż po szkolenia na żywo.
Przykładem webinaru, który z pewnością pozwoli na poszerzenie wiedzy w zakresie inwestycji jest moje poniedziałkowe szkolenie. Więcej szczegółów na stronie szkolenia.
Analizując różne za i przeciw dochodzę do wniosku, że właśnie przedział między 500 a 1000 złotych jest tym, w którym średniorocznie zamykają się moje wydatki na edukację. Raczej nie bywają one niższe, a czasami zdarzają się nieco wyższe. Trzeba też podkreślić fakt, że z racji bycia blogerem posiadam pewne przywileje i "gratisy", na które pieniędzy wydawać nie muszę, podczas gdy ktoś inny niestety musi za nie zapłacić.
Kwota 1000 zł może wydawać się trochę szokująca dla osoby, która rozpoczyna przygodę z inwestowaniem posiadając niewielki portfel, np. ciężko uzbierane 5 tysięcy złotych. Trzeba jednak pamiętać, że inwestowanie przypomina mimo wszystko studia. A za takie środki na uczelni otrzymujemy zazwyczaj nie więcej niż 2 miesiące nauki, co wcale nie daje nam wielkiej przewagi nad innymi.
Stąd też trzeba być gotowym na ponoszenie wydatków związanych z uzyskiwaniem dodatkowej wiedzy o rynkach finansowych i sposobach zarabiania. Jak kształtują się Wasze wydatki w tej dziedzinie? Kupujecie tylko książki, czy też uczęszczacie na jakieś szkolenia?
No tak lepiej sprzedawać wędki jak łowić ryby :)
OdpowiedzUsuńRyby też się całkiem nieźle łowią, nie mam na co narzekać :)
UsuńKolega Radek oferuje ciekawy system, ktory jest prosty a przede wszystkim dziala i jest przekazany w prostej formie.
OdpowiedzUsuńWiec jak ktos ma ale zawsze moze przetestowac ten system sam - portfel act jest upubliczniony
W przeciwienstwie do coniektorych znachorow ktorych jedyna wartosc dodana stanowia bajki i pokazanie sie jako ktos z hajsem. Niestety takich oszzustow nie brakuje zwlaszcza w firmach prowadzacych szkolenia forexowe i w funduszach inwestycyjnych.
Co myślisz o poniższym scenariuszu?
OdpowiedzUsuńhttp://myalterfinance.blogspot.com/2015/05/korekta-coraz-blizej.html
pozdrawiam
Dlaczego Radku nie napisałeś że można nauczyć się inwestowania bez zakupów książek i bez wydawania kasy na te pseudo doświadczenia inwestorskie jak i abonamenty? Wszystko jest za darmo w internecie. Jeśli ktoś nie załapie tematu od samego początku to nic nie pomogą te wspaniałe w blasku świateł szkolenia. Idziesz w kierunku komercyjnym. No i dobrze. Teraz to jest na topie i na czymś trzeba sobie dorabiać. Tylko proszę nie zaczynaj polecać wspaniałych lokat bankowych. Bo stracisz kolejnego czytelnika.
OdpowiedzUsuńWszystkiego można się nauczyć z internetu. Można się również wszystkiego nauczyć samemu. Jednak co innego książka, czy wpis na blogu, a co innego możliwość posłuchania kogoś, kto ma w tym lata doświadczenia.
UsuńDlatego chodzimy do szkoły i studiujemy zamiast tylko czytać książki i szperać w internecie. A jeśli ktoś poświęca swój czas i wysiłek, żeby przygotować ciekawą prezentację, a do tego są chętni, żeby przyjść na internetowe spotkanie, nie widzę w tym niczego złego.
Nie znam dokładnej kwoty, którą przeznaczyłem na naukę - głównie książki. Tak szacunkowo będzie to kwota powyżej 500, może gdzieś w okolicach 1000. Natomiast wliczając same nieudane transakcje, to już ponad 5 k - czyli doświadczenie. Zważywszy na to, że za studia zapłaciłem kwotę ok. 16 k, to nie są to jakieś wielkie pieniądze. Szczególnie licząc z perspektywy czasu nie można mówić o dużych wydatkach. Chciało by się nie których z nich uniknąć ale takie jest życie.
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że całkowicie za darmo też można by się było czegoś nauczyć, gdzieś dojść. Jednak wydaje mi się, że tylko przez doświadczenia innych ludzi (i swoje oczywiście) można się rozwijać.
Do tych czas brałem udział tylko w bezpłatnych szkoleniach, jedno z BOŚ organizowane, dwa przez Ciebie jako webinaria. Uważam, iż mam już szkielet dobrego systemu, a jedynym jego słabym ogniwem jestem ja sam i nad tym muszę obecnie pracować.
A ile powinniśmy wydawać na swój rozwój? Tyle ile trzeba, a ile to jest....
PS ...zapytajcie pana Radwańskiego ile wydał kasy by jego córka stała się najlepsza polską tenisistą - tyle co Radek wydaje na siebie rocznie ona pewnie wydaje na sam naciąg rakiet w jednym turnieju
Przede wszystkim powinniśmy wydawać tyle, żeby przekładało się to na wyniki. Nie jest sztuką wydać fortunę i niczego się nie nauczyć :)
Usuń