Chcąc zbudować strategię opcyjną trzeba mieć plan oraz rozpoznać sprzyjające warunki. Podstawowym wyborem jest seria opcji, na których oprzemy nasze poczynania. Jest to o tyle istotne, że w krótkim czasie do wygaśnięcia, charakterystyka opcji ulega znaczącej zmianie, przez co inne strategie stosowane są na długo przed rozliczeniem, a inne w ostatnim miesiącu. Warto również zwrócić uwagę na nasze oczekiwania co do rynku. Gdybyśmy chcieli dziś ustawić strategię na opcjach grudniowych i przetrzymać ją do wygaśnięcia, musimy mieć wizję zachowania rynku na najbliższe 5 miesięcy. Decydując się na odległe opcje wiemy, że ryzyko/szansa na określony ruch rynku są zawarte w premiach, ale nie wszystkim musi odpowiadać podejmowanie zobowiązań na tak długi czas.
Jest kilka sposobów ustawiania strategii. Pierwszym z nich, najprostszym jest jednorazowe kupno całej strategii. Np. oczekujemy, że w danych warunkach trend boczny utrzyma się jeszcze przez ok. 2 miesiące, a zatem zajmujemy strategię short strangle na opcjach wygasających za 1,5 miesiąca. Strategię traktujemy, jako integralną całość i trzymamy ją do końca. Jeśli nam się powiedzie, tzn. jeśli rynek utrzyma się między strike'ami naszych opcji (+/- premie), strategia okaże się zyskowna i zatrzymamy całość premii. Jeśli natomiast nasze oczekiwania się nie sprawdzą, zamykamy strategię jako całość.
Przedstawione powyżej podejście jest bardzo "książkowe" i zdecydowanie nie wykorzystuje pełni możliwości oferowanych przez opcje. W przypadku strategii opcyjnych, szanse te leżą w ich przekształcaniu, co lepiej oddaje anglojęzyczny termin adjustments. Na samym początku stawiamy jedną z podstawowych strategii opcyjnych, lecz w miarę zmieniających się warunków (i naszego wyobrażenia o przyszłych ruchach rynku, jeśli jesteśmy inwestorami intuicyjnymi) dokonujemy korekt, poprawek lub niekiedy całkowitej przebudowy naszej strategii. Tutaj dopiero pojawia się pole do popisu. Możemy dokładać całe strategie lub tylko pojedyncze opcje, możemy obracać całymi pakietami, a jeśli ceny wykonania rozłożone są odpowiednio blisko siebie, mamy szansę dokładnie opracować plan pod antycypowane zachowania rynku.
Tutaj na marginesie chciałbym dodać, iż o wiele łatwiej jest modyfikować strategie, które już coś zarobiły. "Zarobiona" strategia to taka, która w przypadku natychmiastowego zamknięcia całości przyniesie nam zysk. Możemy wtedy dokonać całej masy przekształceń, które to albo odcinają nam część lub całość ryzyka, albo też możemy zaryzykować obecny witrualny zysk dla powiększenia stawki i szans na jeszcze lepsze rezultaty. Z drugiej strony plasuje się przekształcanie strategii stratnej. Wtedy pole manewru jest węższe, gdyż możemy oczywiście wszystko zamknąć kasując stratę (zysk oczywiście wcześniej też mogliśmy zabrać ze stołu) albo możemy dokonać kilku operacji, które zmienią nasz profil ryzyka. Robimy to poprzez zmniejszenie potencjalnych zysków na rzecz równoczesnego zmniejszenia ryzyka/strat. Taki zabieg przyspieszy nasze powstanie na nogi, nawet jeśli miałoby się to skończyć zamknięciem strategii bez zysku. Oczywiście jest jeszcze wariant dla kaskaderów, czyli dorzucenie do pieca. Na akcjach nazywa się to uśrednianiem w dół :) Jeśli rynek odbije, wtedy szybciej wychodzimy na plus, ale jeśli poleci dalej, nasze straty rosną zastraszająco (ewentualnie broker zamyka pozycję z powodu niewystarczającego depozytu). Owa różnica między modyfikowaniem strategii zyskownych i stratnych nie wynika z technicznych możliwości oferowanych przez opcje (z racji depozytów niekiedy wynika), ale głównie z podejścia do ryzyka. Zysk to komfort, z którym możemy zrobić wiele, ale przy stracie musimy się decydować, czy ją tniemy, czy modyfikujemy, czy też siadamy na bombie i liczymy, że wyniesie nas w przestworza.
Trzecim sposobem na ustawianie strategii jest jej całkowite uplastycznienie. Nie zaczynamy od gotowca z podręcznika, ale kupujemy jego część. Czyli zamiast kupować od razu spread byka na opcjach call (np. kupno call 2800, sprzedaż call 2900) stawiamy tylko jedną nogę (short call 2900) oczekując, że zachowanie rynku i upływ czasu pozwolą nam kupić drugą opcję zdecydowanie taniej, co znacząco poprawi nasz profil ryzyka. Inwestorzy grający w ten sposób odchodzą znacząco od klasycznych układów opcyjnych na rzecz bardziej swobodnego żonglowania opcjami. To właśnie wtedy wychodzą najbardziej fantazyjne profile wypłaty. Taki trading znacząco zwiększa ilość zawieranych transakcji, a z racji spreadów również i koszty.
Skoro już nawinął się temat spreadów warto poświęcić słówko zarządzaniu otwieraniem pozycji. W zasadzie zarządzanie na zasadzie "kupię to, a z tym drugim poczekam, może za godzinę będzie taniej" nie jest żadnym zarządzaniem (w mojej ocenie). W ten sposób fundujemy sobie dodatkową godzinę siedzenia przy monitorze i oczekiwania, że rynek zrobi to, co mu każemy. A stojąc już jedną nogą na parkiecie ryzykujemy dwa warianty: 1) że rynek nam odjedzie i nici ze strategii, 2) że i tak to otworzymy, ale po dużo gorszej cenie. Dlatego też jeśli mam zamiar coś kupić w większej ilości to staram się kupować całość za jednym razem, ew. w miarę razem, jeśli rynek jest płytki. Dodatkowo przyznam się, że najczęściej biorę po wiszących w arkuszu ofertach. Fakt, kosztuje to sporo, ale kończąc pracę o 16 (a dotrzeć do domu trzeba) mam zaledwie kilkadziesiąt minut, żeby otworzyć co mam do otwarcia. A nie chcę pozwolić sobie na ryzyka, które wyżej opisałem.
Generalnie, sposób otwierania strategii i zarządzania nią wynika z perspektywy czasowej, jaka nas interesuje. Niektórym wystarczy, że "w długiej perspektywie rośnie" i zajmą jednego gotowca do wygaśnięcia, a inni będą się przekształcali na każdym swingu (faktycznym lub domniemanym), żeby wycisnąć z rynku co się tylko da. Wszystko zależy od Waszych preferencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz