Dużo się ostatnio mówi o polskim rynku. Z jednej strony mamy publikację nowej strategii Giełdy Papierów Wartościowych, z drugiej publikację wyników tegorocznego Ogólnopolskiego Badania Inwestorów. Jakich zmian potrzebuje rynek New Connect?
W minionym tygodniu opublikowana została nowa strategia GPW na lata 2025-2027. Całość jest raczej ogólnikowa i zamiast sformułowań "co zrobimy" stworzona została w tonie "do czego będziemy dążyć", czyli więcej okrągłych zdań, a mniej konkretów. Nawet nazwa "Strategiczne kierunki rozwoju GPW" sugeruje już nieco zawartość dokumentu.
Ale nie na samej strategii chciałbym się tu skupić, ale na jej części dotyczącej rynku New Connect, o którym od lat wiadomo, że nie wygląda tak, jak chcielibyśmy, żeby wyglądał. Konkretów o rynku NC znajdziemy niewiele, ale jest mowa o rewitalizacji rynku New Connect oraz o rozszerzeniu Programu Wsparcia Pokrycia Analitycznego o spółki z tego rynku. Można więc mieć oczekiwania, że jakieś działania w stosunku do małego parkietu zostaną podjęte i niniejszy tekst jest głosem w dyskusji o tym rynku.
Podczas niedawnego Forum Finansów opublikowane zostały również wyniki Ogólnopolskiego Badania Inwestorów 2024 organizowanego corocznie przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Z odpowiedzi wynika, że rynek New Connect nadal cieszy się dość dużą popularnością, gdyż obecność na nim zadeklarowało 25% ankietowanych.
To duża wartość, ale nie powinna ona dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że jak wynika z danych GPW, udział inwestorów indywidualnych w obrotach na New Connect od lat utrzymuje się powyżej poziomu 80%.
Z racji niemal zupełnego braku inwestorów zagranicznych i instytucjonalnych na NC, to inwestorzy indywidualni są tu głównymi aktorami. Oprócz oczywiście samych spółek, dla których obecność inwestorów indywidualnych jest niezbędna do zaistnienia na tym rynku. Jednak powyższe dane pokazują (być może) dlaczego tak długo nikomu nie zależało na poważniejszym zajęciem się tym rynkiem. Bo to margines. Jednak z drugiej strony nie zapominajmy, że gdyby nie przejścia z New Connect, niemal zupełnie nie mielibyśmy debiutów na głównym parkiecie.
Najpierw diagnoza problemów
Zanim zaczniemy naprawiać rynek New Connect, wypada zdiagnozować jego główne problemy. A jest ich kilka, z czego niektóre są bardziej wyraźne, inne mniej.
Niska płynność akcji
Jednym z głównych zarzutów kierowanych w kierunku rynku NC jest niska płynność akcji. Płytki karnet i niewielka liczba zleceń po obu stronach arkusza sprawiają, że zbudowanie pozycji jest trudne, a jej likwidacja, zwłaszcza po publikacji jakichś negatywnych danych, jest jeszcze trudniejsza.
Przykładem tego, jak trudną mamy sytuację jest powyższe zestawienie, które przygotowałem kilka tygodni temu. Widzimy wyraźnie, że ponad 80% spółek notowanych na New Connect ma średniosesyjne obroty na poziomie niższym niż 10 000 zł. A wiedząc z badania OBI, że średni portfel inwestora biorącego udział w ankiecie przekracza już poziom 100 tys. zł, łatwo wyliczyć, że częstą sytuacją jest brak możliwości zajęcia lub likwidacji pozycji w rozsądnym czasie (co dla każdego przypadku może oznaczać inny czas).
Warto również pamiętać, że w przeciwieństwie do kontraktów terminowych czy instrumentów strukturyzowanych, brak obrotów oznacza tu najczęściej brak płynności. Nie mamy na New Connect animatorów, którzy po obu stronach arkusza zamieszczają zlecenia na dziesiątki tysięcy złotych. Jeżeli chcemy szybko otworzyć lub zamknąć pozycję, często musimy się liczyć z faktem, że nasze zlecenie może przesunąć cenę danego waloru o 10% lub więcej.
Odpowiedzią na nasze frustracje związane z płynnością na New Connect jest powyższe zestawienie, prezentujące rozkład kapitalizacji spółek z tego rynku, gdzie najliczniejszą grupę stanowią walory o kapitalizacji poniżej 25 mln zł.
I patrząc na powyższe mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego płynność jest tak niewielka. Jeżeli spółka ma kapitalizację 20 mln zł i np. 80% akcji znajduje się w rękach głównych akcjonariuszy, to wartość wszystkich akcji w wolnym obrocie to ok. 4 mln zł. A wśród akcjonariatu pod progiem również są przecież inwestorzy długoterminowi. Można więc zakładać, że dla wielu walorów na małym parkiecie, wartość płynnego free floatu nie przekracza miliona złotych.
Wiedząc zatem, że na NC mamy notowane spółki często stukrotnie mniejsze niż na rynku głównym, nie powinna dziwić stukrotnie mniejsza płynność panująca na tych walorach. Odpowiadając wprost na zarzuty inwestorów, nie można się dziwić, że przez słomkę do napojów napijemy się znacznie wolniej niż ze strażackiego węża. Taki mamy klimat.
Brak pokrycia analitycznego
Często pojawiającym się argumentem jest brak pokrycia analitycznego spółek z rynku New Connect. Trudno jest mi jednak zidentyfikować, kto konkretnie podnosi ten argument, gdyż nie jestem do końca przekonany, czy podnoszą go akurat inwestorzy indywidualni. Odnoszę wrażenie, że jest to część diagnozy, ale nie wiem, na ile trafna, gdyż idąca logiką, że inwestor indywidualny potrzebuje pokrycia analitycznego, żeby interesować się danymi spółkami. A czy jest to prawdą, że bez rekomendacji maklerskiej nie spojrzymy na dany walor? No nie wiem.
Faktem jest, że rynek New Connect generalnie nie jest przedmiotem analitycznego pokrycia. Spółek na nim tyle samo, co na rynku głównym, ale że są to mniejsze walory, większość instytucji finansowych omija go szerokim łukiem. Więc tworzenie profesjonalnego researchu dla instytucji mija się z celem. A dla indywidualnych?
Patrząc na statystyki najpopularniejszych (najczęściej handlowanych spółek) publikowane przez domy maklerskie, również nie widujemy tam spółek z New Connect. W Top50 najpopularniejszych spółek na rynku, według statystyk odsłon Bankier.pl, nie ma ani jednego waloru z New Connect. Według TickerRank publikowanego przez serwis Stooq.pl, pierwsza spółka z New Connect to Vmax zajmująca 179 miejsce i zawdzięczająca swoją pozycję niedawnemu debiutowi. Drugą spółką, już nieco bardziej okrzepłą, jest Excellence z 209 miejscem. Łącznie w Top 300 znajdziemy zaledwie 12 spółek z NC.
Nie należy więc się dziwić, że instytucje finansowe nie pokrywają analitycznie tego rynku i z ich punktu widzenia jest to działanie racjonalne. Są tam, gdzie są ich klienci, a gdzie ci klienci są widzimy na danych powyżej. A więc jak przy wcześniejszym zagadnieniu, ten rynek tak ma, a stan obecny wynika z konkretnych przesłanek.
Słaba komunikacja spółek
Można powiedzieć, że skoro nie ma zainteresowania to nie ma pokrycia analitycznego. Ale jeżeli już zainteresujemy się daną spółką i chcemy uzyskać na jej temat bliższe informacje, okazuje się, że zasób źródeł jest bardzo skąpy.
Mamy oczywiście raporty okresowe, ale ich zawartość jest często bardzo okrojona. Z doświadczenia wiem, że trudno jest zbudować sobie obraz spółki na tej podstawie. Zwłaszcza, że najczęściej nie znajdziemy w raportach szczegółowego rozbicie poszczególnych pozycji, jak chociażby koszty zarządu, pozostałe przychody czy koszty operacyjne, przychody i koszty finansowe.
Najczęściej na New Connect występuje jedna z dwóch sytuacji. W pierwszej, spółka potrzebuje finansowania zewnętrznego do prowadzenia działalności i planuje emisję akcji. Wówczas mamy zatrudnioną agencję relacji inwestorskich, są webinary, obecność na konferencjach i spotkania z rynkiem. Można powiedzieć, że takie spółki wyskakują z każdej lodówki.
Drugim przykładem jest sytuacja, kiedy spółka nie planuje pozyskiwać finansowania. Wówczas można odnieść wrażenie, że relacje z inwestorami są na samym dole listy priorytetów i nie jest realizowane nic poza wymagane minimum. Oczywiście w sytuacjach, kiedy wokół spółki lub w samej spółce dzieje się coś niepożądanego, następuje kompletne zamknięcie informacyjne.
W powyższym temacie ciekawym przykładem jest ostatnio spółka Logintrade. Spółka z podmiotu zupełnie nie komunikującego się z rynkiem przechodzi do fazy szerszej komunikacji. Dlaczego? Otóż stworzyła podmiot zależny Zingflow, do którego będzie chciała pozyskać w przyszłości finansowanie. I głównie temu projektowi jest poświęcony najnowszy webinar spółki. Pytania dotyczące spraw innych niż nowy projekt zarząd raczej zbywa mówiąc, że w starym biznesie nie dzieje się nic nowego.
Tak więc z perspektywy inwestora, który z różnych względów chciałby zainteresować się danym podmiotem, często występuje bardzo znacząca bariera informacyjna, utrudniająca przeprowadzenie analizy. A jeżeli już wstępną analizę mamy, najczęściej nie ma jak i komu zadać nurtujących nas pytań.
Niska jakość i niska etyka spółek
Jest to kolejny z zarzutów często stawianych podmiotom notowanym na New Connect. Zarzut opiera się na tym, że nie są to innowacyjne podmioty, pozyskujące finansowanie na ambitne projekty, ale tzw. "Januszexy" chcące wykorzystać rynek do napchania kieszeni właścicieli i zarządów.
W takim wariancie prawdziwe pieniądze właściciele zarabiają przed debiutem giełdowym, sprzedając udziały pozyskanym w małej ofercie wspólnikom, a debiut giełdowy służy jedynie jako exit, zarówno dla głównego udziałowca, jak i dla jego świeżych wspólników. Zresztą na dużym parkiecie podobnymi przykładami z niedawnej przeszłości są Żabka czy Murapol.
Po drugiej stronie mamy spółki notowane na New Connect od kilkunastu lat, które to spółki prowadzą jakieś przeciętne biznesy, ale nie budują długoterminowej wartości dla akcjonariuszy. A konkretnie dla akcjonariuszy mniejszościowych, gdyż główny akcjonariusz, będący często prezesem, wyciągnie sobie środki ze spółki w postaci wynagrodzenia lub w postaci świadczonych dla spółki usług na umowach cywilnoprawnych. Czasem będzie to wynajem spółce nieruchomości, czasem inne "usługi".
Takie spółki pozyskały najczęściej kapitał raz, po czym wegetują sobie na rynku, gdyż nikt nie ma środków ani interesu w tym, żeby ogłosić wezwanie i zdjąć je z parkietu. Ewentualnie ownerzy już sobie wypłacili co trzeba i spółka, jeżeli jest młoda i nie ma trwałego majątku, może sobie spokojnie zbankrutować.
I tu postawię może kontrowersyjną tezę, ale jestem zdania, że nie należy tego stanu rzeczy w żaden sposób regulować. To rolą inwestora, który chce kupić akcje jest ocena, czy dany podmiot jest rzetelny i ma długoterminowe ambicje, czy służy jedynie jako źródło dochodu dla właściciela i wszystkich członków rodziny w spółce zatrudnionych lub ze spółką współpracujących.
To inwestor musi podjąć decyzję, czy spółka ma jego zdaniem potencjał uzasadniający bieżącą wycenę, czy jest to jedynie podbitka kursu sprowokowana przez nadmiernie optymistyczną retorykę zarządzających, popartą kilkoma kolorowymi slajdami.
Nie będę więc w dalszej części tego tekstu poszukiwał systemowego rozwiązania tego problemu, gdyż nie uważam go stricte jako problemu rynku. Pomocna może być tu większa ilość informacji na temat spółki, która pozwoli inwestorowi podjąć lepszą decyzję. Próba postawienia jakichś dodatkowych barier, aby utrudnić debiuty nieciekawym spółkom, moim zdaniem przyniesie rynkowi więcej szkody niż pożytku.
Niska ilość debiutów na New Connect
Oprócz jakości spółek jest jeszcze ich ilość. Rynek główny skacze z radości, gdy w danym roku ma więcej niż jeden znaczący debiut, a głównym źródłem nowych spółek na dużym parkiecie są przejścia z New Connect. A więc potrzebne jest stałe "odtwarzanie" zasobów małego parkietu poprzez regularne debiuty.
Są dwa główne czynniki determinujące chęć spółek do zadebiutowania na giełdzie. Pierwszym jest wiarygodność i prestiż wiążące się z byciem spółką giełdową. Spółki giełdowe są znacznie bardziej transparentne, ich sprawozdania finansowe charakteryzują się większą szczegółowością, dzięki czemu mogą być bardziej atrakcyjne jako kontrahenci, pracodawcy czy dłużnicy.
Drugim czynnikiem jest możliwość sprzedaży akcji, co rozumiem dwojako. Z jednej strony jest to możliwość pozyskania kapitału na rozwój i w dalszej perspektywie, pozyskanie być może inwestora branżowego. Z drugiej strony jest opchnięcie akcji na podbitce przez głównego udziałowca lub umożliwienie exitu tym inwestorom, którym krótko przed debiutem główny udziałowiec sprzedał akcje.
I subtelna mieszanka tych czynników sprawia, czy mamy dużą liczbę debiutów na New Connect, czy spółki raczej się nie kwapią do wejścia na rynek. Jeżeli spółki mogą łatwo pozyskiwać kapitał innymi kanałami (emisja do funduszy private equity, finansowanie bankowe itp.), nie będą ponosiły kosztów i wymogów giełdowego debiutu. A warto pamiętać, że w bankach mamy obecnie nadpłynność.
Jeżeli natomiast ownerzy chcą tylko wyjść z przeciętnego biznesu lub wykorzystać dobrą koniunkturę i wprowadzić na giełdę spółkę z modnej aktualnie branży, wybiorą pewnie rynek kapitałowy. Głównie dlatego, że profesjonalne podmioty nie będą skłonne udzielić finansowania słabemu biznesowi o dużej wycenie, a inwestorzy indywidualni są znacznie mniej wybredni i wyedukowani pod tym względem. Widzieliśmy tego liczne przykłady w branży producentów gier w 2021 roku, ale są one widoczne również obecnie.
Jak uzdrowić rynek New Connect?
Zostały postawione pytania, czas poszukać na nie odpowiedzi. Trwa aktualnie debata na temat zmian, które można by było wprowadzić na tym rynku, aczkolwiek nie spodziewam się, że niniejszy tekst dotrze do osób decyzyjnych w tym zakresie. Chcę jednak wykorzystać ten moment również po to, żeby rozwiać kilka mitów często w tym kontekście powtarzanych.
Niska płynność akcji
Jak wskazałem wyżej, jednym z głównych zarzutów jest niska płynność akcji na New Connect. Ta niska płynność nie może dziwić, gdyż na tym rynku notowane są małe spółki. Obecnie próg debiutu na głównym parkiecie GPW to 60 milionów złotych kapitalizacji. Jeżeli więc będziemy mieli większy podmiot, prawdopodobnie zdecyduje się on na zadebiutowanie na głównym rynku, o ile będzie chciał ponieść koszty związane z wyższym poziomem raportowania. Wszystkie mniejsze spółki trafią na New Connect.
Płynność w arkuszu wynika z trzech czynników: kapitalizacji spółki (czyli ceny 1 akcji), ilości akcji w wolnym obrocie (poza rękami głównych akcjonariuszy) oraz ewentualnie obecności animatora w arkuszu.
W pojawienie się pełnego animowania akcji na New Connect nie wierzę. byłoby to trudne i kosztowne do zrobienia, a w sytuacji dynamicznych zmian na rynku pula akcji w rękach animatora bardzo szybko by się wyczerpała. Nie tędy droga.
Również kapitalizacją spółki nie poratujemy sytuacji, gdyż jest ona jaka jest. Jeżeli biznes jest mały, nie generuje zysków lub wypracowuje je na niskim poziomie to nie będzie on wyceniany na miliard złotych. O tym, że kapitalizacje spółek na NC są niskie, napisałem powyżej.
Ale jest trzeci aspekt, którym w którym można coś zmienić: ilość akcji w rękach głównych akcjonariuszy.
W regulaminie ASO GPW, znajdziemy następujące zapisy dotyczące rozproszenia akcji:
Widzimy więc, że przynajmniej 15% debiutujących akcji musi znajdować się w rękach nie mniej niż 25 akcjonariuszy.
Moim zdaniem zapis ten powinien zostać zmieniony, obligując spółki do większego rozproszenia akcjonariatu. Widział bym tę wartość na poziomie min. 30%, czyli dwukrotnie wyższym niż obecnie. Co nam to da? Ilość akcji w wolnym obrocie będzie większa, a co za tym idzie, również płynność będzie większa. Mówiąc wprost, łatwiej będzie zająć lub zlikwidować pozycję.
Ale jest również drugi, równie ważny aspekt: będzie większa szansa, że do akcjonariatu takiej spółki wejdzie znaczący akcjonariusz, który będzie miał siłę i środki, żeby stanowić przeciwwagę dla dowolnych zapędów głównego akcjonariusza.
Przypomnijmy, że mając 4/5 głosów na walnym zgromadzeniu, można przegłosować emisję akcji bez prawa poboru. A mając 9/10 głosów na walnym zgromadzeniu, można przegłosować delisting spółki z rynku.
Wróćmy na chwilę do spółki V-max, która zadebiutowała na New Connect na początku grudnia. Tak prezentuje się jej struktura akcjonariatu:
źródło: biznesradar.pl |
Jak widać, główny akcjonariusz posiada mniej niż 85% w kapitale, ale dzięki akcjom uprzywilejowanym co do głosu, posiada ponad 90% głosów na walnym zgromadzeniu. Mówiąc wprost, może zrobić z tą spółką wszystko, co tylko będzie chciał i nie ma w akcjonariacie żadnej siły, która mogłaby się temu przeciwstawić. Co więcej, nie ma matematycznych szans, żeby taka siła mogła zaistnieć.
Jeżeli więc chcemy poprawić nie tylko płynność akcji na małym parkiecie, ale również wyeliminować część patologii realizowanych na szkodę akcjonariuszy mniejszościowych, minimalny poziom rozproszenia akcjonariatu należy zmienić. Oczywiście dotyczyłoby to tylko nowych debiutów, gdyż sytuacja w akcjonariacie spółek już notowanych raczej nie jest możliwa do łatwej zmiany.
Jeżeli spółka chce pozyskać kapitał z rynku, chce cieszyć się przywilejem spółki publicznej, główny akcjonariusz musi oddać część kontroli nad spółką, aby jego biznesowi partnerzy (a takimi są inni akcjonariusze mniejszościowi) mieli określone prawa oraz możliwość zajęcia pozycji oraz jej likwidacji.
Brak pokrycia analitycznego i słaba komunikacja spółek
Panuje przekonanie, że bez rekomendacji domów maklerskich inwestorzy nie zainteresują się rynkiem New Connect. Jest to moim zdaniem przekonanie błędne. Jak widzimy w danych publikowanych w OBI, przeciętny portfel inwestora indywidualnego przekracza już 100 000 złotych.
Oznacza to, że albo ktoś jest na tyle kompetentny, że zbudował ten majątek na giełdzie (co sugeruje, że na inwestowaniu się zna), albo też wpłacił go na giełdę (co sugeruje, że traktuje inwestowanie bardzo poważnie). Musimy przestać traktować inwestorów jak dzieci, które trzeba przed wszystkim ostrzec i którym trzeba wszystko podać na tacy.
Nie da się pokryć analitycznie całego rynku New Connect. Nie ma sensu pokrywać analitycznie całego rynku New Connect. Inwestorom nie brakuje informacji przetworzonych przez analityka, ale brakuje informacji, jako takich. Brakuje również możliwości zadania pytań spółce i prawa oczekiwania odpowiedzi na te pytania.
W końcu raporty okresowe zawierają bardzo zdawkowy komentarz dotyczący bieżących wyników. Jeżeli coś dla inwestorów nie jest zrozumiałe, nie mają jak uzyskać na swoje pytania odpowiedzi. Spółki nie odpowiadają na maile kierowane do akcjonariuszy, gdyż najczęściej jest to bardzo nisko na liście ich priorytetów. Jeżeli odpowiadają, często nie udzielają odpowiedzi na pytania, twierdząc że spowodowałoby to powstanie nierównowagi informacyjnej. I ten ostatni argument jestem nawet w stanie zrozumieć.
Rozwiązaniem powyższego problemu jest nałożenie na spółki z New Connect obowiązku organizowania otwartego dla wszystkich calla wynikowego w ciągu np. 2 tygodni od opublikowania raportu okresowego. Zapis wideo z takiego calla powinien następnie zostać zamieszczony na stronie internetowej spółki, aby mogły się z nim zapoznać osoby, które w danym callu, z różnych względów, nie mogłyby uczestniczyć. Rozbijmy to na czynniki pierwsze.
Call wynikowy. W czasach postpandemicznych postawienie pokoju konferencyjnego na jakimś popularnym oprogramowaniu nie stanowi żadnego problemu. Od strony organizacyjnej, dla spółki i jej władz, poświęcenie godziny czasu i zaprezentowanie 15 slajdów również nie stanowi żadnego problemu. Nie trzeba zatrudniać agencji IR, nie trzeba zatrudniać dodatkowego pracownika, a zarząd spółki odżałuje godzinkę, żeby spotkać się z inwestorami. Jak pisałem wyżej, obecność na giełdzie to nie tylko przywileje, ale i obowiązki. Ten obowiązek nie jest uciążliwy.
Sesja Q&A. Obowiązkowy element takiego calla. Nie chodzi o to, żeby zarząd tylko pokazywał kolorowe slajdy, ale żeby umożliwił inwestorom zadanie pytań i udzielił na nie odpowiedzi. Tego brakuje inwestorom, gdyż walne zgromadzenie jest tylko raz w roku i odbywa się najczęściej wiele miesięcy po zamknięciu danego roku obrotowego. Ta możliwość zadania pytań jest jednym z elementów pozwalających zbudować całościowy obraz spółki oraz ocenić jej atrakcyjność inwestycyjną i np. wiarygodność zarządu.
Otwartość dla wszystkich. Wielu inwestorów nie wie, że takie calle odbywają się w spółkach, gdyż są to najczęściej spotkania wyłącznie dla zaproszonych analityków. Bardzo niewiele podmiotów organizuje calle otwarte dla wszystkich chętnych i dystrybuuje link rejestracyjny np. przez social media. Natomiast New Connect, jak wyżej zaznaczyłem, jest to rynek na którym dominują inwestorzy indywidualni, więc otwieranie się wyłącznie na analityków de facto zamknie dostęp inwestorom indywidualnym. Analitycy, jeżeli już zdecydują się napisać coś o danej spółce, najczęściej zrobią to wiele dni lub tygodni po callu wynikowym. Oczywiście spółki mogą zacząć płakać, że przyjdą przypadkowi inwestorzy, nie mający pojęcia o biznesie i będą zadawać głupie pytania. Ale doświadczenie ponad setki calli wynikowych, w których miałem przyjemność uczestniczyć pokazuje, że raczej przychodzą osoby konkretnie zainteresowane daną spółką, posiadające wiedzę na jej temat.
Publikowanie calla na stronie internetowej. Oczywista oczywistość. Z jednej strony do nagrania uzyskają dostęp osoby, które w callu nie mogły uczestniczyć, a z drugiej strony inwestorzy którzy dopiero zapoznają się z danym podmiotem, będą mogli obejrzeć konferencje wynikowe z ostatniego roku i wyrobić sobie pełniejszy obraz spółki.
2 tygodnie od publikacji raportu okresowego. Moim zdaniem ani za mało, ani za dużo. Wiemy, że większość spółek publikuje raporty ostatniego dnia, a więc tak jak spiętrzają się raporty, spiętrzają się walne zgromadzenia, spiętrzałyby się również calle wynikowe. Tydzień jest to więc trochę za mało, a dwa tygodnie wydają się odpowiednim okresem.
Warto byłoby również udzielić jakichś zapewnień i wytycznych spółkom, że udzielenie odpowiedzi na pytania akcjonariuszy zadane w trakcie calla spełnia przesłankę informacji udzielonej publicznie. Aby spółki nie miały wątpliwości, czy poruszenie jakichś kwestii nie spowoduje powstanie nierównowagi informacyjnej. W końcu spółki z NC nie posiadają obszernych działów prawnych, które wykonają odpowiednią analizę przepisów, tu z pomocą muszą przyjść wytyczne GPW.
Wprowadzenie tego rodzaju konferencji wynikowych zasypie lukę informacyjną, która obecnie istnieje na rynku. Spółki podniosą pewnie argument, że organizują spotkania, na które przychodzi kilku inwestorów lub nie pojawia się nikt. Ale z jednej strony koszt po ich stronie jest w zasadzie żaden, a z drugiej strony jeżeli jakiś podmiot od lat jedzie na stracie i nie zapowiada się na zmianę sytuacji, trudno się dziwić, że rynek się nim nie interesuje.
Jak pokazuje przykład spółki Suntech, zdarza się, że podmiot z mało atrakcyjnego, staje się bardzo popularny. I w tym kontekście możliwość zapoznania się z kilkoma ostatnimi callami wynikowymi, nawet jeżeli mało kto w nich wówczas uczestniczył, może być kluczowa.
Ta jedna prosta rzecz zmieniłaby na rynku więcej niż pokrycie programem PWPA wszystkich walorów z NC. Z drugiej strony stworzyłaby fajne środowisko testowe do rozmawiania o zmianach na rynku głównym.
Niska jakość i etyka spółek
Tutaj, jak wspomniałem, trudno jest coś zaradzić. To jest rynek, debiutują na nim różne podmioty, w tym i takie, w których inwestorzy szukają wyłącznie możliwości wyjścia z inwestycji. Profesjonalnym podmiotom nie sprzedadzą akcji (gdyż te nie będą chciały ich objąć), ale sprzedadzą je inwestorom indywidualnym.
Jednak jakakolwiek próba systemowego filtrowania spółek pod względem jakości biznesu moim zdaniem znacząco uderzy w ilość debiutów i sprawi, że warunki debiutu będą nieprzewidywalne. Już teraz giełda ma możliwość (zapisaną w regulaminie ASO) subiektywnej oceny poszczególnych podmiotów i niekiedy z tej możliwości korzysta.
Z drugiej strony jeżeli chcemy, aby New Connect było miejscem dla innowacyjnych spółek, musimy zdawać sobie sprawę, że zdecydowana większość takich biznesów upada. Jest to część tej gry i chcąc szukać statystyk wystarczy spojrzeć w segment startupów, gdzie przynajmniej 8 na 10 po dłuższym okresie kończy swoją przygodę bankructwem. Dlatego też pewnego rodzaju naturalną sytuacją będzie taka, w której zdecydowania większość spółek jednak ciąży ku spadkom, a jedynie nieliczne wspinają się na wysoką kapitalizację i przechodzą na rynek główny. Regulacjami tego poprawić się nie da.
Niska ilość debiutów na New Connect
Ilość debiutów, jak wyżej wspomniałem jest pochodną szeregu czynników. Z jednej strony mamy możliwości, które oferuje rynek, a z drugiej są uciążliwości i koszty wiążące się z byciem spółką publiczną. Jest jeszcze komponent pozarynkowy, czyli możliwość pozyskania finansowania bez konieczności debiutowania na giełdzie.
Tutaj niestety nie mam kompetencji, aby się szerzej wypowiedzieć, gdyż potrzebna jest dobra znajomość środowiska funduszy private equity kondycji panującej w tej branży. Odnoszę jednak wrażenie, że spółki dobre i jakościowe nie mają trudności z pozyskaniem inwestora. O ile więc nie zabronimy debiutować spółkom słabym, możemy bardziej zachęcić spółki dobre, aby wstępowały w szeregi walorów notowanych na rynku New Connect.
W tym wypadku pomóc może szereg czynników. Z jednej strony byłby to napływ inwestorów i kapitału na rynek NC, ale potrzeba do tego płynności i transparentności, o których pisałem powyżej. Z drugiej strony przydałoby się wsparcie giełdy w spełnianiu formalności związanych z byciem spółką publiczną.
Pewna trudność wynika z faktu, że GPW jest podmiotem nadzorującym rynek NC, a więc trzeba by było dobrze wyważyć tę relację. Ale zapewnienie przez giełdę narzędzi, z których mogłyby korzystać spółki przy spełnianiu swoich obowiązków, mogłoby znacząco pomóc. Z jednej strony narzędzi w wymiarze technicznym, ale z drugiej strony miękkiego wsparcia w postaci szkoleń, kursów lub nawet możliwości delegowania odpowiedniego pracownika GPW do spółki, aby przez pewien okres wspierał spółkę na tej ścieżce.
Oczywiście w tej układance należy jeszcze uwzględnić autoryzowanych doradców, którzy funkcjonują na rynku, więc nie jest to obszar, w który chciałbym się znacząco zagłębiać.
Podsumowanie
Rynek New Connect nie znajduje się aktualnie w najlepszej formie. Z drugiej strony potrzebujemy tego rynku, gdyż jest on nie tylko głównym źródłem zasilającym główny parkiet w nowe podmioty, ale sam w sobie niesie wiele korzyści zarówno spółkom, jak i inwestorom, głównie indywidualnym.
Moim zdaniem problemy należy rozwiązywać punktowo, odpowiednio adresując każdy z nich. Mam nadzieję, że w niniejszym tekście kilka z tych problemów nazwałem, podpowiadając rozwiązania mogące pomóc w ich usunięciu. Warto również pamiętać, że niektóre z elementów wskazywanych jako wady rynku NC są de facto jego cechami i próba ich rozwiązania może bardziej rynkowi zaszkodzić niż pomóc.
Czekamy na zapowiadane zmiany i trzymamy kciuki za mały parkiet.
Radek: Cenne uwagi fajnie, że o tym piszesz.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o nowe podmioty na rynku: VC zainteresowane są firmami , które mają małe ale jednak szanse na ogromną skalowalność, podmioty o tzw normalnym biznesie z +30% /rok wzrostu są poza ich zainteresowaniem- i dla nich możliwością pozyskiwania kapitału powinien być NC.
Do listy pomysłów dodałbym jeszcze:
• w jakiś sposób wyłapywanie bezczelnych praktyk akcjonariuszy większościowych i opisywanie tego bardzo głośno na rynku. np. portal Analiz ma taką listę.
• Wyznaczenie koordynatora/rzecznika New Connect- czyli twarzy tego rynku , która by dbała o rynek i była także jego żywym marketingiem
• czy w ogóle ktoś z GPW chodzi na tzw rynek mniejszych firm i opowiada jak można dostać kapitał?
• Warto zresztą zobaczyć jakie narzędzia maja podobne rynki w rozwiniętych krajach i nie wymyślać prochu tylko kopiować
Follow up:
Pytanie tylko co dalej- jak dostarczyć te pomysły do GPW i jak spowodować, że będą zrealizowane.
Moja propozycja: SII powinien zrealizować cos w rodzaju panelu/ dyskusji o pomysłach jak uzdrowić NC. Niech to będzie z udziałem osób znanych na rynku inwestorów indywidualnych (Portal Analiz, Discordy, paru analityków w rodzaju pan Cymcyk/ Staniszewski i td.) Można to zrobić w formie debaty albo nawet niepublicznie , ale efekt w postaci listy pomysłów wraz z uzasadnieniami wrzucić na siec i przekazać do GPW. Mam nadzieję, że SII może to koordynować. SII powinien uderzać do GPW i nagłaśniać w prasie co robi- zyskają na tym wszyscy.