czwartek, 14 lipca 2022

Jakie są twoje przewagi na rynku finansowym?

Aby długoterminowo zyskownie inwestować, musimy mieć jakąś przewagę nad rynkiem. Często próbujemy działać na rynku z wykorzystaniem jakiejś strategii, ale nie wiemy dokładnie gdzie tkwią przewagi tego podejścia nad innymi.

Poszukując przewag inwestora indywidualnego na rynku można wskazać dwa główne obszary: timing lub selekcja. To wokół nich koncentruje się nasza uwaga, zazwyczaj preferując jedną z przewag. Ale niekiedy zdarza się, że wykorzystujemy obie te przewagi łącznie. 

Mimo, że jest to nieco teoretyczne zagadnienie, warto je sobie ułożyć we własnym podejściu do rynku. Również dlatego, że w niektórych przypadkach próba łapania dwóch srok za ogon wpływa negatywnie na nasze wyniki inwestycyjne.

Mały inwestor może więcej


Jedną z przewag, o której warto powiedzieć na wstępie jest wielkość portfela, którą dysponujemy. Mały inwestor, nawet jeżeli pula jego środków przekracza milion złotych, posiada o wiele szersze możliwości inwestycyjne niż duzi inwestorzy instytucjonalni. Ci ostatni potrzebują odpowiedniej płynności do zawierania transakcji, a co za tym idzie, ograniczeni są do kilkudziesięciu największych spółek na polskim rynku.


Z ich punktu widzenia jest to racjonalne, gdyż biorąc pod uwagę kapitalizację poszczególnych spółek, nie ma sensu praca nad ekspozycją w kierunku maluchów, jeżeli ich wpływ na benchmark wynosi mniej niż 5% łącznie. Jest to zbyt dużo pracy analitycznej, którą trzeba wykonać, a nawet jeżeli uda się zidentyfikować okazję inwestycyjną, płynność nie pozwala na zajęcie pozycji, której wielkość istotnie wpłynęłaby na wynik całego portfela.

Ujawnia się tu jedna z głównych przewag małego inwestora. Przez to, że mniejsze spółki są słabiej pokrywane analitycznie, są one również mniej efektywnie wyceniane. Skrupulatny inwestor jest w stanie wyłowić walory, których rynek nie dostrzega i zająć pozycję relatywnie szybko. Jest to o wiele trudniejsze w przypadku spółek dużych, na których sytuację spoglądają tysiące oczu, przez co potencjał do znalezienia tam zyskownego rodzynka jest znacznie mniejszy.

Timing rynkowy jako przewaga inwestora


Timing jest jednym z dwóch głównych źródeł przewag inwestora. W końcu nie raz słyszeliśmy, że w zarabianiu na giełdzie chodzi o to, żeby kupować tanio i sprzedawać drogo. Powtarzając ten schemat regularnie jesteśmy w stanie powiększać nasz kapitał niemal bez końca. 


Nawet patrząc na długoterminowe notowania indeksu WIG, o którym trudno jest powiedzieć, że dał świetnie zarobić w ciągu ostatniej dekady, można wskazać momenty, kiedy warto było kupić akcje oraz momenty, w których te akcje warto było sprzedać.

Co więcej, im niższy interwał rozważamy, tym większe potencjalne zyski możemy zidentyfikować. Bo co z tego, że w ciągu ostatnich 10 lat były trzy okresy, kiedy indeks dał zarobić po 50%, jeżeli na mniejszych ruchach w każdym jednym roku można było znaleźć przynajmniej pięć sytuacji, gdzie możliwe było zarobienie 10%.

Z tego właśnie bierze się pęd do aktywnego inwestowania. Po co czekać cały rok, aby spółka zarobiła dla nas 10% i wypłaciła to jako dywidendę, jeżeli możemy grać aktywnie, łapać szczyty i dołki i zarabiać o wiele więcej w krótkim czasie.

Jednak rzeczywistość dość sprawnie weryfikuje zdolności aktywnych inwestorów i po pewnym czasie duża część z nich przestawia się na timing, ale długoterminowy. Okazuje się, że zarobienie tych kilkudziesięciu procent raz na 2-3 lata może być zadowalającym wynikiem. Tu jednak pojawia się kolejny problem.

W ostatnich latach polski rynek zdecydowanie częściej przebywał w ruchu bocznym niż w wyraźnym trendzie wzrostowym lub spadkowym. Fakt ten znacząco utrudniał inwestowanie w cyklu hossa-bessa. Dodatkowo zniechęcający w tym układzie może być horyzont inwestycyjny. Nie każdy jest w stanie czekać dwa lata na dołek, odpowiednio go złapać, czekać przez kolejne dwa lata na pozycji w trakcie hossy, a następnie sprzedać akcje w odpowiednim momencie. Popełnienie nawet jednego błędu co do oceny sytuacji może przekreślić transakcję dekady.

Dlatego też inwestorzy opierają się na rynkowym timingu przede wszystkim w krótkim i średnim okresie. 

Selekcja spółek, jako przewaga inwestora


Drugim głównym aspektem, w którym inwestorzy indywidualni szukają przewagi nad rynkiem jest selekcja spółek. W końcu "rynek" stanowią wszystkie walory notowane na danym parkiecie, ewentualnie grupy walorów zebrane w poszczególne indeksy. Znajdziemy tam spółki zdrowe, zyskowne i rozwijające się, ale są też tam biznesy schyłkowe i spółki ponoszące stratę.

A że spółki o dobrych i poprawiających się wynikach mają tendencję do zyskiwania na wartości, a spółki stojące w miejscu lub ponoszące straty raczej słabną, przewagą inwestora może być koncentrowanie się wyłącznie na tych pierwszych i rezygnowanie z drugich.

Teoretycznie nie powinno stanowić wielkiego problemu sporządzenie portfela spółek zyskownych z pominięciem walorów, które rokują słabo. Jednak dałoby to w realiach warszawskiej giełdy portfel składający się z kilkudziesięciu spółek, co byłoby dywersyfikacją nadmierną i trudną do opanowania dla inwestora indywidualnego.

Dlatego też przeciętny inwestor koncentruje się na kupnie kilkunastu, najlepszych jego zdaniem walorów, które w długim horyzoncie czasowym powinny zachowywać się lepiej niż rynek.

Przykładem takiego właśnie podejścia są strategie dywidendowe. Zakładają one inwestowanie w spółki wypłacające dywidendę, ale równie ważnymi kryteriami są zyskowność, pokrycie zysku gotówką i dobre perspektywy na przyszłość. Można więc powiedzieć, że wypłacanie dywidendy jest tu jednym z filtrów, pozwalających na wyłowienie walorów o zdrowych i dobrze rokujących biznesach. 


Przykładem takiej spółki na polskim rynku może być Grupa Kęty. Spółka dzieli się zyskiem z inwestorami od 2001 roku z jednym tylko rokiem przerwy. Co więcej, kwota wypłacanej dywidendy ma tendencję wzrostową. Jest to więc przykład waloru, z którym inwestorzy związali się na lata i trzeba to otwarcie przyznać, że póki co nie powinni mieć powodów do narzekań.

Podobnym podejściem jest oczywiście poszukiwanie wzrostu. Nie mówimy więc już o spółkach dywidendowych, ale cały czas koncentrujemy się na analizie biznesu i perspektyw, które stoją przed spółką. W tym wypadku jesteśmy w stanie poczekać dłuższy czas na wypracowanie zysku netto czy jego wypłatę w postaci dywidendy. Liczymy bardziej na wzrost ceny akcji, co również jest odzwierciedleniem poprawy sytuacji biznesowej. 

Podejścia bywają tu różne, od branży biotechnologicznej, gdzie spółka potrafi latami generować straty, aby po opracowaniu leku przynieść sowite zyski, po biznesy bardziej wygładzone, gdzie wzrost odbywa się mniej skokowo, a bardziej liniowo.


Przykładem takiego waloru jest Vigo System. Spółka poprawia wyniki finansowe, cena jej akcji w ostatnich latach zgrabnie rośnie, ale całość zysków spółka reinwestuje w dalszy rozwój. Tu również, kto związał się z walorem kilka lat temu, powinien być zadowolony.

Zatem selekcja spółek, jeżeli robimy to dobrze i mamy trochę szczęścia, może przynieść nam dobre rezultaty, pokonujące indeksy. Warto jednak pamiętać, że zarówno w wypadku spółek dywidendowych, jak i wzrostowych, mówimy tu o podejściu długoterminowym.

Połączenie selekcji i timingu na rynku


Wybierając walor z perspektywą długoterminowego posiadania go w portfelu, rezygnujemy z aktywnych operacji na danej spółce. Oznacza to, że okresowe pogorszenia koniunktury i wiążące się z nimi spadki cen akcji jesteśmy skłonni przetrzymać, nie zwracając uwagi na malejącą wartość spółki w portfelu.

Jednak niektórzy inwestorzy decydują się na podejście bardziej aktywne i połączenie zalet selekcji oraz timingu. Niesie to ze sobą szereg korzyści, ale towarzyszą im również całkiem konkretne ryzyka. Zanim o nich, rzućmy okiem na przykład z moich ostatnich transakcji.


Sprzedałem niedawno z mojego portfela dywidendowego akcje PCC Rokity. Spółkę posiadałem od kilku lat i cały czas uważam ją za bardzo fajny walor dywidendowy. Uznałem jednak, że cena akcji po ostatnich wzrostach jest już wygórowana i może doświadczyć większych lub mniejszych spadków. Dlatego też sprzedałem akcje i zamierzam je odkupić, jeżeli nadarzy się taka możliwość.

Przewagą łączenia timingu z selekcją walorów jest to, że (przynajmniej w założeniach) znamy dobrze fundamenty danego waloru. Jesteśmy więc w stanie ocenić, kiedy jest on tani, a kiedy zbyt drogi w relacji do swojego potencjału. Oczywiście najlepiej sprawdza się to w wypadku spółek cyklicznych, które zgodnie ze zmieniającą się koniunkturą "falują" raz w górę, raz w dół. Dzięki temu możliwe jest sprzedanie, kiedy walor jest zbyt drogi i kupno akcji, gdy wydają się tanie.


Podobnym typem waloru wydaje się być spółka GPW, której notowania raz na kilka lat schodzą poniżej poziomu 35 zł, następnie wybijają się powyżej 45 zł. Oczywiście w tym wypadku pole do zarobku jest relatywnie niewielkie, ale spokojny inwestor może wyczekać dołek i kupić tanio akcje, następnie zostawić je w portfelu dywidendowym. Jeżeli uzna, że spółka jest przewartościowana, może akcje sprzedać. Dotychczasowa historia notowań sugeruje, że zazwyczaj kilka kwartałów później można było nabyć te same akcje za zdecydowanie niższą cenę.

Jakie mamy tu zatem korzyści?


Przede wszystkim mamy lepszą znajomość waloru. Operując na szerokim rynku jesteśmy w zasadzie uzależnieni od szans na zaistnienie hossy czy bessy. W wypadku hossy dodatkowo nie wiemy, kiedy jest ona już zaawansowana, co mogłoby sugerować sprzedaż, a kiedy wzrosty mogą być kontynuowane. Przypadek rynku amerykańskiego z ostatnich kilkunastu lat pokazuje, że rynek byka może utrzymywać się dłużej niż sądzimy, a przez to przedwczesna sprzedaż może być traktowana jako błąd.

Z kolei w wypadku poszczególnych spółek mamy zdecydowanie więcej narzędzi i możliwości do tego, aby ocenić, czy dany walor jest tani, czy jest drogi. Można przeanalizować specyfikę branży, czynniki wpływające na osiągane wyniki finansowe, planowane inwestycje i zmiany cen produktów lub usług. A że cena podąża w średnim i długim terminie za perspektywami spółki na przyszłość, mamy szansę na pokonanie tym sposobem rynku.

Możliwość połączenia timingu rynkowego i dowolnego zajmowania pozycji na akcjach poszczególnych spółek jest jedną z największych przewag inwestora indywidualnego nad inwestorami instytucjonalnymi. Nie trzeba trzymać wszystkich akcji portfelowo i utrzymywać ekspozycji zbliżonej do indeksu. Można wykorzystać swoje umiejętności analizy do wychwytywania interesujących spółek (prowadzących zyskowne biznesy) i zajmować na nich pozycję, gdy akcje są tanie, a sprzedawać papiery, gdy w naszej ocenie są one drogie.

Nie musimy więc wiązać się z papierami na dobre i na złe, jak to ma miejsce w przypadku podejść długoterminowych. Nie musimy próbować łapania małych szczytów i dołków na wykresie, co może być dla wielu inwestorów kłopotliwe. Koncentrujemy się na dobrym poznaniu waloru, zrozumieniu podstaw jego biznesu, a następnie jesteśmy w stanie ocenić, czy dane akcje są dobrą okazją do kupna.

Co więcej, nie jesteśmy związani modelami wyceny stosowanymi przez instytucje finansowe. Ich wpływ widzimy ostatnio bardzo mocno w notowaniach spółek, które największe przepływy finansowe mają dopiero osiągać w przyszłości. Mowa tu chociażby o spółkach technologicznych, branży SaaS, czy branży producentów gier. Wyższy koszt kapitału na rynku wymusza na instytucjach stosowanie innych mnożników, co przejawia się w znaczącej przecenie wielu walorów, często przekraczającej 50%.

I nie twierdzę, że przewagą inwestora jest możliwość zignorowania kosztu kapitału i modeli wyceny. Przewagą inwestora jest możliwość kupna przecenionej spółki i przeczekania z nią na lepsze czasy, nawet jeżeli z punktu widzenia kosztu kapitału pierwszy rok nie będzie alokowany efektywnie. Jeżeli celujemy w horyzont kilkuletni, może to być bardzo dobre rozwiązanie na kupno przecenionej krótkoterminowo spółki.

Jest to przydatne zwłaszcza wtedy, gdy widzimy atrakcyjny długoterminowo walor, ale boimy się, że w przyszłości nie będziemy w stanie na czas zająć na nim pozycji. Można powiedzieć, że ten "zmarnowany" rok traktujemy jako koszt uniknięcia potencjalnych błędów w przyszłości.

Podsumowanie


Jako inwestorzy indywidualni możemy być lepsi od instytucji. Jesteśmy mniejsi kapitałowo, możemy bardziej poświęcić się na poznaniu danego waloru, a nawet możemy się zatrudnić w danej spółce, jeżeli mamy na to dość czasu, a zyski które chcemy osiągnąć uzasadniają taki krok.

Możemy inwestować w oderwaniu od przyjętych modeli wyceny, możemy wskakiwać na gorące spółki, możemy też przetrzymywać duże spadki bez obaw, że ktoś poza nami samymi będzie nas z tego rozliczał.

Wszystkie działania muszą się jednak opierać o pewien plan. Aby skutecznie działać na rynku musimy mieć przewagę i co ważne, musimy zdawać sobie z niej sprawę. Czasem jest to umiejętność timingowania rynku, niezależnie od tego, czy transakcje trwają u nas kilka dni, czy rok, a czasem umiejętność zbudowania portfela dobrych spółek, które będą nam przynosiły zyski przez lata. 

2 komentarze:

  1. Kolejny ciekawy artykuł, który mówi jasno że każdy uczestnik rynku kapitałowego powinien a nawet musi znaleźć swoją unikalną strategię i metodologię wchodzenia i wychodzenia z rynku. Najlepsze efekty jednak uzyskujemy po dopasowaniu ich do indywidualnych cech każdego z nas (a nie na zasadzie kopiuj-wklej po kimś), biorąc pod uwagę nie tylko możliwą do uzyskania wiedzę, o którą dzisiaj relatywnie łatwo, ale także naszą psychikę i możliwości finansowe.

    Z jednym zdaniem jednak do końca się nie zgodzę:
    "W wypadku hossy dodatkowo nie wiemy, kiedy jest ona już zaawansowana, co mogłoby sugerować sprzedaż, a kiedy wzrosty mogą być kontynuowane."
    Otóż włączenie do naszego procesu decyzyjnego rzeczywistego wolumenu, czyli niejako podglądania aktywności Silnych Rąk na giełdzie skutecznie podpowiada nam, gdzie taki potencjał hossy się wyczerpuje. Podobnie bessa bez aktywności takiego kapitału chcącego kupić przecenione aktywa będzie pozostawać nadal bessą i to na wykresach z rzeczywistym wolumenem doskonale widać.
    Uważam, że warto oprzeć swoją metodologię na przepływie dużych kapitałów Silnych Rąk i uzupełnić ją o wybrane wskaźniki fundamentalne a z większym prawdopodobieństwem ocenimy, w którym miejscu na rynku się znajdujemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, ze na niewielkich spólkach giełdowych mozna zarobić najwięcej - z drugiej strony działa to również w drugą stronę. Na nich właśnie mozna równieć najwięcej stracić.

    Moim zdaniem dobrze jest się zastanowić nad inwestycją. Sam trzymam część oszczędności na giełdzie, aczkolwiek inwestuję głownie w duże, znane firmy. Dzięki temu mam większą pewnosć, ze nie strace.

    OdpowiedzUsuń