Mogę bez przesady powiedzieć, że blogowanie jest moją pracą. Zajmuje mi to kilka godzin dziennie, traktuję je równie poważnie co etat, a że piszę od ponad sześciu lat, myślę że mogę co nieco powiedzieć na ten temat. Dzisiaj opowiem Wam o tym, jak wygląda praca blogera.
Nie będzie to tekst o tym, jak pisać interesującego bloga. Nie napiszę również o zarabianiu na blogu, mimo że będą się pojawiały wątki z tym związane. Celem dzisiejszego artykułu jest pokazanie Wam, jak wygląda moja codzienność. Jak wszystkim zarządzam, jak planuję oraz co kryje się za tym wszystkim, co oglądacie w wersji finalnej. Może to być przydatne osobom, które planują założenie własnego bloga. Na początku wydaje się to proste, ale po pewnym czasie staje się zadaniem wymagającym bardzo dobrej organizacji i wszechstronności.
Z jakich elementów składa się blogowanie?
Może się niektórym wydawać, że blogowanie to tworzenie tekstów. W rzeczywistości pisanie jest zaledwie częścią mojej aktywności związanej z prowadzeniem tego bloga. Nie wiem, czy poświęcam mu kilkanaście procent, czy może ze dwadzieścia procent czasu. W każdym razie tworzenie artykułów, mimo że jest esencją blogowania, nie jest najbardziej czasochłonne.
Moim celem jest publikowanie dwóch tekstów tygodniowo. Nie zawsze się to udaje, ale takie jest założenie. Napisanie jednego artykułu zajmuje mi od dwóch do czterech godzin. Jeśli tekst nie wymaga ode mnie większej pracy, zbadania źródeł ani np. dokładnego poznania konstrukcji jakiegoś instrumentu finansowego, sprawa jest prosta i potrafię się z tym uwinąć nawet w godzinę. Są jednak treści, którym poświęcam zdecydowanie więcej czasu, nawet do pięciu godzin. Myślę, że artykuł, który właśnie czytacie, można do nich zaliczyć. Niekiedy koncentruję się głównie na tekście, z kolei innym razem sporo czasu zajmuje tworzenie i edycja wykresów.
Artykuły staram się pisać za jednym razem, a nie na raty. Pozwala mi to na utrzymanie skupienia i spójną kontynuację obranego tematu. Czasami nie udaje się stworzyć wszystkiego od razu, ale wtedy pomaga mi tworzenie notatek. Dzięki nim jestem w stanie powrócić do przerwanych wątków i kontynuować je kolejnego dnia.
Widzisz grafikę powyżej? Za każdym razem, kiedy widzę tego gościa, chce mi się rzygać. Grafikę pobrałem z serwisu Pixabay i kojarzy ją każdy, kto korzysta ze zdjęć stockowych. Model ten pojawia się w bardzo wielu pozach, a jego osoba niemal zdominowała niektóre kluczowe słowa wyszukiwania. Samo odfiltrowanie fotek z tą osobą z serwisów oferujących zdjęcia i grafiki zdecydowanie ułatwiłoby mi pracę.
Artykuł, jeśli ma się dobrze klikać, musi mieć chwytliwe i atrakcyjne zdjęcie. Od pewnego czasu moje teksty zdobione są właśnie przez takie grafiki, przerabiane przeze mnie za pomocą Canvy, będącej edytorem graficznym online. Zdarza się tak, że tekst mam już od jakiegoś czasu gotowy, a dobre pół godziny lub więcej zajmuje mi znalezienie odpowiedniego obrazu pasującego kontekstem, a następnie dostosowanie go do własnych potrzeb. Po pewnym czasie niemal automatycznie formatuje się grafiki do rozmiaru 1200 x 628 pikseli, czyli optymalnego z punktu widzenia postów publikowanych na Facebooku.
Po napisaniu tekstu i uzbrojeniu go od strony graficznej konieczne jest jeszcze ponowne przeczytanie całości oraz wytłuszczenie co ważniejszych fragmentów. Dzięki temu tekst jest przyjemniejszy dla oka, a pogrubione fragmenty lepiej zapadają w pamięć.
Później następuje moment publikacji. Pierwszy zazwyczaj wysyłam newsletter do moich zapisanych czytelników. Korzystam z Mailchimpa i jestem póki co bardzo zadowolony. Samo napisanie, sprawdzenie i wysłanie kampanii zajmuje mi ok. 10 minut. Później następuje publikacja na blogowym Facebooku oraz jeszcze w kilku innych miejscach. Oczywiście zawsze trzeba pilnować poprawności linków i odpowiedniego wyświetlania się treści.
W przypadku tekstów zawierających dodatkowe materiały, zabawy jest więcej. Chociażby comiesięczne Spółki Ciekawe Technicznie wymagają nagrania filmu. Muszę więc rozstawić sprzęt, mikrofon Blue Yeti, nagrać całość (na szczęście zazwyczaj udaje się za pierwszym razem), a następnie przetworzyć nagranie, przesłać je na Vimeo, skonfigurować i wkleić do tekstu. Niby kilka prostych czynności, ale schodzi się z nimi dodatkowa godzina.
Widzicie więc, że samo tworzenie artykułów pochłania całkiem sporo czasu. Napisanie i opublikowanie dwóch tekstów w tygodniu to kilka godzin pracy przy komputerze. A przecież to tylko część pracy.
Kontakt z czytelnikami i social media
Blog, żeby żył, wymaga ciągłej interakcji z czytelnikami. Mam tu na myśli zarówno komentarze, na które staram się regularnie odpowiadać, jak również działania w obszarze mediów społecznościowych. Na szczęście inwestorzy są raczej konkretnymi osobami, a zatem wystarcza mi obecność na Facebooku i Twitterze. Oczywiście niektórzy opierają się na Instagramie, Periscope czy Snapchacie, ale sprawdza się to głównie w przypadku blogerów zajmujących się modą lub szeroko pojętym lifestylem.
Takie działania również powinny być odpowiednio planowane i realizowane. Mam tu na myśli publikację przynajmniej jednej lub dwóch wiadomości dziennie. Dzięki temu udaje się utrzymywać profile przy życiu oraz nawiązywać coraz to nowe relacje z potencjalnymi czytelnikami. Niestety ja sam mam w tym temacie spore braki, ponieważ zdarzają mi się niekiedy nawet trzydniowe nieobecności. Wychodzi tu niestety brak czasu, o którym napiszę w dalszej części tekstu.
Kontakt z czytelnikami to również odpowiadanie na maile i wiadomości otrzymywane przez social media. Zdarzają się sytuacje, w których muszę odpisać wielu ludziom i wtedy niektóre pytania lub kwestie mi umykają. Mam więc świadomość, że niektórzy do dnia dzisiejszego nie doczekali się odpowiedzi, ale mam nadzieję, że mi to wybaczą lub ewentualnie ponowią kontakt.
Baza wiedzy Humanisty na giełdzie
Jak wiecie, na początku tego roku powstała baza wiedzy, w której co miesiąc zamieszczam nowe materiały. Jej utworzenie wiązało się z mojej strony zarówno z konkretnymi wysiłkami organizacyjnymi, jak i niemałymi kosztami. Na szczęście najważniejsze etapy już za mną, a pozostała jedynie bieżąca obsługa.
Baza wiedzy to w zasadzie dwie rzeczy: webinary oraz sama platforma. Największym wyzwaniem z organizacyjnego punktu widzenia są te pierwsze. Należy utworzyć wydarzenie w platformie Clickwebinar, skonfigurować wszystkie niezbędne parametry oraz przygotować wygląd pokoju. Następnie tworzę "produkt" w bazie wiedzy, wybieram i edytuję grafikę, piszę tekst oraz ustawiam wszystko, żeby działało poprawnie. Jest to szczególnie ważne, ponieważ, poza darmowymi wejściówkami, korzystanie z bazy wiedzy jest płatne. A więc nie może tu być miejsca na żadne wpadki, a wszelkie problemy muszą być usuwane natychmiastowo.
Realizacja webinarów jest zadaniem wymagającym odpowiedniego planowania. Najpierw należy opracować temat i przygotować treść, która będzie przedmiotem spotkania. Trzeba stworzyć sferę techniczną, o której pisałem powyżej. Kolejny element to komunikacja z czytelnikami oraz planowanie marketingowe. Kiedy o tym wspomnieć, kiedy zmienić banner na blogu, kiedy wysłać newsletter z informacją etc. Jest to szczególnie ważne od ostatniego miesiąca, kiedy to posiadacze pakietu All in one pack 2016! mają zapewnione pierwszeństwo przy rejestracji na webinary. Każdy musi otrzymać swój link i nie ma tu miejsca na wpadki.
Sam webinar to przede wszystkim szykowanie prezentacji, której stworzenie zajmuje każdorazowo kilka godzin. Do tego zmiana lokalizacji (nie prowadzę szkolenia z miejsca, w którym mieszkam), rozstawienie i sprawdzenie sprzętu oraz poprowadzenie samego spotkania. Później następuje zgranie zapisu wideo, montaż, wgranie na Vimeo, konfiguracja oraz podpięcie do platformy i aktualizacja opisów produktu. Plus oczywiście powiadomienie wszystkich, że nagranie jest już dostępne.
Trudno mi w tej chwili konkretnie określić ilość czasu potrzebną na wydarzenie zwane "webinarem", ale z pewnością jest to ok. 10 godzin na jednorazowe spotkanie.
Oprócz tego platforma musi na bieżąco funkcjonować. Administruję wszystkim, pilnuję prawidłowości wystawianych faktur, resetuję hasła i pomagam użytkownikom zgłaszającym problemy. O ile stworzenie platformy powierzyłem specjaliście, Michałowi Jaworskiemu z Upsell, o tyle bieżąca obsługa jest już w całości na mojej głowie. Na razie nie wyszedłem jeszcze z marketingiem platformy poza ramy niniejszego bloga, ale kiedy przyjdzie ten czas, dojdą oczywiście nowe obowiązki.
Tworzenie tekstów i copywriting
Nie wiem, czy wiecie, ale oprócz blogowania zajmuję się również tworzeniem tekstów o tematyce finansowej. Jest to pewnego rodzaju konsekwencja pozycji eksperta, którą uzyskałem właśnie dzięki pisaniu moich blogów. Obecnie moje teksty ukazują się na blogu biura rachunkowego iFirma, z którego usług korzystam (i mogę załatwić 50 zł zniżki), jak również w projekcie edukacyjnym Smart Start.
Działania te również wymagają poświęcenia im odpowiedniej ilości czasu. Stworzenie tekstu, przesłanie go do akceptacji i ewentualne korekty są zadaniami, na które musi znaleźć się czas. Nie ma mowy o zawalaniu terminów czy chodzeniu na skróty. Jest to kolejne zobowiązanie w kalendarzu, ale jednocześnie cieszę się, że mogę się dzielić swoją wiedzą nie tylko poprzez prowadzenie bloga.
Czas poświęcany na to w miesiącu? Ok. 12-15 godzin.
Współprace zewnętrzne i działania z klientami
Jak wiecie, prowadzę również określone akcje marketingowe z partnerami bloga. Jak twórca tego serwisu, staram się tak dobierać współprace, aby dodawały one wartości blogowi i współgrały z jego tematyką. Raczej nie znajdziecie u mnie promocji chwilówek i innych podobnych materiałów.
Każda współpraca obejmuje zestaw działań, które chcemy z partnerem zrealizować, jak również określony kalendarz, którego staramy się trzymać. Zazwyczaj proces planowania i uzgadniania całości trwa kilka lub nawet kilkanaście tygodni. Opracowywane są materiały, omawiane działania, które mają zostać podjęte oraz oczywiście obowiązki obu stron. Szczególnie pomocna jest tu umowa partnerska, dzięki której mamy czarno na białym określone, kto się czym zajmuje. Nie oznacza to jednak, że wykluczona jest współpraca na podstawie ustaleń mailowych i telefonicznych.
Uzgadnianie działań odbywa się najczęściej drogą mailową, a w moim wypadku, maile pisane są głównie z telefonu. Nie lubię takiej formy, ale czekanie do wieczora aż będę mógł spokojnie posiedzieć przy komputerze, wydłużyłoby cały proces kilkukrotnie. Kiedy wszystko jest już przygotowane, akcja rusza na blogu.
Kiedyś na Humaniście pojawiały się wyłącznie współprace zewnętrzne. Obecnie, dzięki Bazie wiedzy Humanisty na giełdzie, mogę się również poświęcić tworzeniu własnych materiałów. Jednocześnie wiem, że występuje tu wysoka zgodność pod względem tematyki. W końcu szkolenia prowadzi sam autor bloga, a nie jakiś zewnętrzny podmiot. Muszę powiedzieć, że taka forma bardzo mi odpowiada i cieszę się, że zaufaliście mi od samego początku.
Już od czerwca pojawi się na blogu zupełnie nowa forma współpracy w postaci sponsora generalnego. Oznacza to, że zamiast angażować się w drobne akcje za każdym razem z innym parterem, nawiązuję stałą współpracę z jednym podmiotem. Zdecydowanie ułatwi to stworzenie spójnego przekazu, jak również przyniesie wiele korzyści moim czytelnikom.
We współpracy będą ukazywały się konkretne teksty na blogu w regularnych odstępach czasu. Partner uzyska wyłączność marketingową na określone obszary tematyczne, dzięki czemu nie wystąpią niespójności w przekazie. Dla partnera jest to bardzo wielka zaleta. Z kolei dla mnie posiadanie jednego podmiotu z którym współpracuję w dłuższym okresie oznacza brak konieczności każdorazowego dostosowywania się do innych wymagań, przy jednoczesnej szansie na tworzenie bardzo wartościowych materiałów. Czytelnicy odniosą z tej współpracy określone korzyści. Jeszcze nie zostało to ustalone, ale będę chciał, aby jedno ze szkoleń VIP zaplanowanych na ten rok, miało formę otwartą dla wszystkich. Będzie to zasługą właśnie tego partnerstwa. Na szczegóły jeszcze przyjdzie czas, dlatego zaczekajcie chwilę z pytaniami.
W każdym razie, koordynowanie i realizowanie współpracy zewnętrznych wymaga od blogera sporego zaangażowania, zarówno od strony formalnej, jak i merytorycznej.
Prace ogólne związane z prowadzeniem i aktualizowaniem bloga
Blog to również serwis, na którym jest zbudowany. Wymaga on nie tylko posiadania domeny, ale również regularnego przeglądu oraz aktualizacji szaty graficznej.
U mnie pod tym kątem nie jest za różowo, gdyż ciągle korzystam ze starego poczciwego blogspota. Co prawda są znakomite blogi, które również opierają się na tej technologii, jak chociażby AppFunds, ale od dłuższego czasu jest mi tu za ciasno. Migracja wymaga nie tylko sporej ilości czasu i pracy koncepcyjnej, ale również niezłej czterocyfrowej kwoty na realizację całości. Zobaczymy.
Tak naprawdę zaplecze techniczne blogowania to ciągła nauka i ciągłe poszukiwanie rozwiązań, które mogą sprawdzić się lepiej od tych stosowanych obecnie. Czy to na polu programistycznym, czy graficznym, czy też pod względem user experience. Wielkim doświadczeniem były dla mnie pierwsze tygodnie funkcjonowania Bazy wiedzy, kiedy to mogłem niemal na żywo śledzić przepływ zachowań użytkowników. I okazało się, że nawet jak napiszę otwartym tekstem, że aby się zapisać, należy gdzieś kliknąć dwa razy, wiele osób poprzestanie tylko na pierwszym etapie rejestracji. Dzięki takim doświadczeniom człowiek staje się o wiele mądrzejszy i w kolejnych krokach może eliminować popełnione błędy.
Sfera techniczna to również konieczność olbrzymiej dokładności. Robiąc wiele rzeczy w krótkim czasie nie jest trudno o pomyłkę. Zły link, błędne przypisanie czy cokolwiek innego sprawia, że kilkadziesiąt osób potrafi w jednym momencie trafić do ślepego zaułka. Przydarzyło się tak chociażby ostatnio, kiedy to udostępniałem w Bazie wiedzy nagranie z webinaru pt. Certyfikaty faktor i turbo na GPW, a dostęp do niego przypisałem do innego produktu. I każdy, kto chciał się dostać do nagrania dostawał komunikat, że nie może. Co gorsza, wszystko ustawiłem w piątek późnym wieczorem, po czym wyjechałem na cały weekend do Płocka, gdzie nie korzystałem z komputera. Dopiero dwa dni później mogłem coś z tym zrobić i prawidłowo przypisać dostęp. Jest to zaledwie jeden z przykładów, jak można wiele zepsuć drobną rzeczą. Bloger musi pilnować wszystkich tych rzeczy, zarówno dużych, jak i tych najmniejszych.
Sfera techniczna bloga to również comiesięczne obowiązki. Do takich należy chociażby konieczność aktualizacji strony współpraca, aby potencjalni partnerzy wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Oprócz tego, aktualizuję spis artykułów, abyście mogli łatwo trafić do tekstów, które nigdy się nie przedawniają. Można więc powiedzieć, że oprócz działań bieżących, są również te okresowe.
Prowadzenie działalności gospodarczej
Jak dobrze wiecie, od czerwca zeszłego roku prowadzę własną działalność gospodarczą. Założyłem ją na potrzeby łatwiejszego rozliczania się z moimi kontrahentami, dzięki czemu nie musimy już podpisywać umów o dzieło do każdej, najmniejszej nawet współpracy, a ja sam nie jestem zasypywany lawiną PITów na przełomie każdego roku. Można więc powiedzieć, że na tamtym etapie była to konieczność.
Dzięki zostaniu przedsiębiorcą zupełnie inaczej zacząłem podchodzić do mojej aktywności na polu blogowania i działalności pobocznych. Uzyskałem możliwość odliczania od przychodu poniesionych kosztów, a co za tym idzie, mogłem w końcu zacząć inwestować, zarówno w siebie, jak i w bloga. Był to bardzo dobry krok, zwłaszcza z obecnej perspektywy, kiedy to prowadzona działalność będzie dla mnie jedynym źródłem dochodu.
Z prowadzeniem firmy, a każdy większy bloger powinien ją prowadzić, wiąże się również szereg obowiązków. Chodzi tu chociażby o fakturowanie i pilnowanie płatności. Jednak poważniejsze zadania przychodzą na przełomie miesiąca, kiedy to trzeba usiąść do komputera, zebrać wszystkie faktury i przesłać je na serwer biura rachunkowego. Po otrzymaniu rozliczenia miesięcznego należy również przelać niezbędne składki i podatki. Jest to normalna rzecz w przypadku przedsiębiorców, jednak zajmuje określoną ilość czasu. Sam staram się dodatkowo drukować wszystkie niezbędne papiery, aby nie uzależniać się od cyfrowych nośników danych.
Patrząc z szerokiej perspektywy, prowadzenie działalności gospodarczej nie jest szczególnie skomplikowane. Jej zakładanie również nie było, o czym pisałem w tekście sprzed roku i jego wrześniowej kontynuacji (zainteresowanym gorąco polecam kliknięcie w linki).
Łączenie blogowania i pracy na etacie
Oprócz prowadzenia działalności gospodarczej, jestem jeszcze zatrudniony na etacie. Jeszcze, bo stan ten ulegnie zmianie z końcem czerwca, kiedy to upłynie mi okres wypowiedzenia. Można więc powiedzieć, że jest to dobry moment, aby podsumować na gorąco łączenie blogowania i pracy etatowej.
Chcąc założyć bloga, trzeba być gotowym na poświęcenie mu określonej ilości czasu. Jeśli serwis się rozwija, nasze zaangażowanie musi być większe, aby nie tylko utrzymać treści na dotychczasowym, wysokim poziomie, ale również ogarniać sferę administracyjną całego procesu. Wyobraźcie sobie, że musicie upchnąć wszystkie te rzeczy, o których pisałem powyżej, w czas pomiędzy powrotem z ośmiogodzinnego dnia pracy a pójściem spać. Myślę, że daje to obraz skali trudności, jakie się z tym wiążą. Nie dziwi również fakt, że w pewnym momencie dochodzi się do ściany, musząc wybrać pomiędzy pracą dla kogoś (i poświęcaniem wolnego czasu na odpoczynek i podnoszenie kompetencji), a pracą blogową dla siebie (i wykorzystywaniem zwolnionych ośmiu, a w wypadku dojazdów nawet dziesięciu godzin dziennie, dla rozwijania bloga).
Jeśli blog dobrze rokuje, można zaryzykować porzucenie pracy i inwestowanie w siebie. Taką właśnie decyzję podjął trzy lata temu Michał Szafrański i chyba nie muszę podkreślać, jak wiele osiągnął na polu blogowania. Obecnie ja sam stoję przed takim właśnie krokiem.
Zanim jednak do tego doszło, moje blogowanie musiałem zmieścić w zwykłą, dwudziestoczterogodzinną dobę, obok pracy zawodowej. I nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jak wielkim kosztem się to odbywało i odbywa.
Z jednej strony cierpiał na tym blog. Nie oszukujmy się, nie zawsze udaje się znaleźć czas na napisanie długiego, bardzo wartościowego tekstu. Zazwyczaj jest to kompromis pomiędzy chęcią stworzenia czegoś dobrego a ilością czasu, który można na to poświęcić. Cierpią na tym również czytelnicy, którym odpisuję na maile i komentarze z kilkudniowym niekiedy opóźnieniem.
Z kolejnej strony cierpią partnerzy i realizowane przeze mnie współprace. Nie raz i nie dwa trzeba było przesuwać różne zaplanowane działania, gdyż zbyt późno dostarczyłem materiały lub nie udzieliłem odpowiedzi w jakiejś kwestii. A jeśli zaniedbuje się partnerów biznesowych, w ślad za tym idzie utrata określonych sum pieniędzy. Na chwilę obecną nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś powiedział mi wprost: "dałeś dupy, odwołujemy akcję", ale niekiedy było bardzo blisko. Dlatego chcąc być profesjonalnym, trzeba było coś w tym zakresie zmienić. Tym bardziej, że angażuję się w stałą współpracę z jednym partnerem. Szkoda by było coś zawalić w takiej sytuacji.
Na końcu jest też najważniejszy powód - cierpią na tym relacje z bliskimi. Mam to szczęście, że z narzeczoną poznaliśmy się, kiedy już byłem blogerem. Można więc powiedzieć, że od początku wiedziała, czym się zajmuję i ile pochłania mi to czasu. Jednak ostatnie miesiące i nawał zajęć związanych z blogowaniem znacznie odcisnęły się na naszych relacjach. Nie wspomnę o wpadkach z mojej strony, kiedy to mieliśmy od dwóch miesięcy wykupione na jakąś datę bilety do kina na premierę, a ja, przez roztargnienie, zgodziłem się w tym dniu poprowadzić webinar dla klienta.
Myślę, że jest to największy koszt, jaki się ponosi poprzez pracę po kilkanaście godzin na dobę. Wychodząc z biura trzaska się drzwiami i większość problemów tam właśnie zostaje. Posiadając biuro w domu, w zasadzie ciągle jest się w pracy. Oglądasz wieczorem film, dostajesz maila, że coś na blogu nie działa tak, jak powinno i nie ma zmiłuj, trzeba siadać do komputera i naprawiać, bo nikt inny tego za nas nie zrobi.
Powyższe słowa są chyba najważniejsze, jeśli chodzi o moje rady dla przyszłych blogerów. Kiedyś trzeba będzie zdecydować, czy bawimy się w to dalej, czyniąc główne źródło dochodów, czy też odpuszczamy, koncentrując się na sprawach ważniejszych, jak rodzina czy praca na etacie. Niby drogą pośrednią jest freelancing i elastyczne wykonywanie wielu zadań dla różnych klientów, ale również nie jest to model idealny.
Kilka słów na zakończenie
W dzisiejszym tekście pokazałem, jak wygląda moja aktywność związana z blogowaniem i działaniami towarzyszącymi tworzeniu Humanisty na giełdzie. Zaczynając kilka lat temu nie sądziłem, że stanie się to tak istotną częścią mojego życia zawodowego. Dlatego teraz, stojąc na progu wykonywania tego full time, tym bardziej cieszę się, że udało mi się stworzyć miejsce, w którym inwestorzy wymieniają się wiedzą.
Od lipca zauważycie pewnie spore zmiany w stylu prowadzenia tego bloga. Będę chciał wprowadzić nową jakość i wykorzystać potencjał, który ujawni się razem z większymi ilościami wolnego czasu z mojej strony. Mam nadzieję, że 2016 rok będzie przełomowy nie tylko dlatego, że zmieniam stan cywilny :)
Jeśli sądzicie, że warto polecić komuś moją historię i moje doświadczenia, podzielcie się tym tekstem ze znajomymi. Starałem się zawrzeć tu cenną wiedzę, którą gromadziłem przez kilka lat.
To jak, są jacyś chętni do założenia bloga?
Gratuluję odwagi i życzę powodzenia! :-)
OdpowiedzUsuńWitam, Radku gratuluje odwagi w podjęciu tej decyzji, gdyż sam najlepiej wiem ile to kosztuje, a tych kosztów pośrednich, które pięknie wymieniłeś nikt nie widzi i mało kto docenia takie poświęcenie. Myślę że tylko bloger może zrozumieć blogera :-) Ja jak zawne wiesz, bloguje już 10 rok a od 5 lat profesjonalnie czyli zajmuję się tylko tym i powiem Ci, że ciężka praca i determinacja popłacają! Powodzenia życzę :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Albert! Fajne Ci to wychodzi i widać tego efekty, również na stronie głównej GPW :) Oby tak dalej!
UsuńRadku Twój blog jest o inwestowaniu, po co takie wpisy o prowadzeniu bloga - pozycjonowanie, chyba że jesteś tylko blogerem?
OdpowiedzUsuńMogłeś napisać ten artykuł o prowadzeniu bloga i swoje doświadczenia w odniesieniu do inwestowania,
Tobie jako inwestorowi pomaga w czymś prowadzenie blioga? Może pozwala lepiej zaplanować inwestycje, podsumować swoije działania? Może lepiej działa psychologicznie? Jeżeli tak to kazdy inwestor powinien zastanowić się nad prowadzeniem bloga.
Już Ci wyjaśniam, po co ten wpis :)
UsuńPo pierwsze, bo nie samymi inwestycjami żyje człowiek.
Po drugie, pokazuję czytelnikom siebie, bo też jestem człowiekiem, a nie zimnym ekspertem siedzącego na wysokim tronie.
Po trzecie, żeby pokazać, jak to wygląda od zaplecza.
Po czwarte, żeby usprawiedliwić niektóre swoje spadki. Być może łatwiej mi je wybaczycie wiedząc, jaki zapierdol mam z tym wszystkim.
Powodów jest więcej, ale na tym poprzestanę. Doceniam każdego czytelnika i myślę, że nie zabraknie Ci treści do czytania na moim blogu :)
Ja decyzję o porzuceniu etatu podjąłem pod koniec ubiegłego roku. Od dawna się do tego przymierzałem. W końcu osiągnąłem limit, jeżeli chodzi o wytrzymałość pracy po kilkanaście godzin dziennie. Tak naprawdę do sytuacja rodzinna pomogła mi w wyborze. Lekko nie jest, ale póki co nie planuję powrotu do etatu.
OdpowiedzUsuńMasz 2000 subskrypcji na youtube. Na portfelu sct -14 proc z rzedu. Nie wiem czy rzucanie etatu to dobry pomysl. No chyba ze mieszkasz w duzym miescie to wtedy latwiej podjac druga prace. Dla mnie Albert R. to czlowiek malego pokroju i radze sie umiarkowanie kierowac jego doradzeniami.
OdpowiedzUsuńM
Zobacz sam. Mam 2000 subskrypcji na YT i bloga w obecnym stadium, poświęcając mu 3-4 godziny dziennie. Od lipca będę mógł poświęcać mu 2-3 razy tyle czasu. Sądzę, że wszyscy mogą na tym zyskać.
UsuńMoim zdaniem dobrze robisz że spróbujesz funkcjonować z bloga. Sam próbuję to teraz robić chociaż łatwo nie jest. Świetnie to ujęto w książce fastline milionera - tworzysz system który ma w sobie ryzyko ale jak uda ci się go dopracować aby działał sprawnie to później cały system pracuje na ciebie. A na etacie masz pewne tyle że pewnych barier nie przeskoczysz i na tym polega ta szybka droga.
UsuńŻyczę ci powodzenia i wiedz że na mój support zawsze możesz liczyć :D
Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam!
OdpowiedzUsuńMówią, że ciężka praca popłaca!
I mówią, że na ślub dobrze jest dać w prezencie panu młodemu trumnę! Ha! Oby nie Humanisto!
I jeszcze bez pracy nie ma kołaczy!
Wszystkiego najlepszego Humanisto!