Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zasady gry na giełdzie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zasady gry na giełdzie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 lipca 2010

Stopy kroczące - suplement

Jak każdy z aspektów gry na giełdzie, trailing stopy mają swoje smaczki oraz punkty, w których traderzy się spierają. Postanowiłem pomówić o jednym z nich, a mianowicie zacieśnianiu stopa w miarę, jak pozycja zarabia.

Celem jest oczywiście maksymalizacja zysku. Gdy zarobimy na pozycji już nn%, nie chcemy się z tymi pieniędzmi rozstawać, gdyż traktujemy je jak własne (może niektórzy zauważyli, że mamy tendencję do postrzegania zysku na otwartej pozycji jako "pewnego", natomiast straty wciąż uważamy za "wirtualne"). W związku z tym niektórzy gracze budują systemy zakładające stopniowe zacieśnianie stopów, aby w chwili odwrócenia kierunku cen, oddać rynkowi możliwie jak najmniej. Na takiej właśnie zasadzie działa system SAR, o którym pewnie słyszeliście.

Może się to wydawać logiczne, gdyż chronimy nasze zyski. Ale z drugiej strony, podejście to jest sprzeczne z zasadą "tnij straty, pozwól zyskom rosnąć". Zamiast próby "wyciśnięcia" ze wzrostów wszystkiego, co się da, my uciekamy z rynku przy pierwszej lepszej okazji. Trudno nie przyznać racji osobom twierdzącym, że jest to zabijanie kury znoszącej złote jajka.

Moje zdanie w tej kwestii jest w zasadzie podobne do tego, co mówię zawsze - to zależy. Musimy wprowadzić rozróżnienie na typy strategii, gdyż może to istotnie zmienić podejście do zagadnienia.

Trend following, jak sama nazwa wskazuje, zakłada podążanie za trendem i eksploatowanie go aż do samego odwrócenia. Oczywiście nie możemy liczyć na wejście na samym dołku, a wyjście na idealnej górce, ale celem jest skonstruowanie takiego systemu prowadzenia pozycji, aby w czasie korekt pozostawać na rynku. I tu właśnie napotykamy na konflikt między zacieśnianiem stopa a celami strategii. Gdy za mocno przybliżamy nasze zlecenie obronne do ceny, ryzykujemy wyrzucenie na zupełnie przypadkowym ruchu, który wcale nie musi oznaczać, że trend ma się ku końcowi.

Trzeba też pamiętać, że przy systemach podążających za trendem, zyskowne transakcje stanowią mniejszość (35-45%). Kolejna rzecz to relacja średnich zysków do średnich strat. Zyski są często znaczne, sięgając kilkuset %, podczas gdy nieudane wejścia to jedynie szerokość stopa początkowego (pamiętając, że przy trend followingu stop ten jest szerszy niż przy innych strategiach). Pomyślmy teraz, co stanie się po wprowadzeniu systemu stopów zacieśniających. Skuteczność raczej się nie zmieni, gdyż zakładamy, że stopy zawężamy dopiero po minięciu breakeven. Ale już znacznie zmienia się relacja zysków do strat. Oczywiście na niekorzyść tych pierwszych, gdyż zapewne często będzie się zdarzało, że utniemy ruch w połowie jego potencjału i zamiast osiągnąć 100%, osiągniemy tylko 40 lub 50%. Ten fakt może sprawić, że system nie będzie już zarabiał. Pomyślcie, jeden szczegół przesądza o wszystkim! A szczegółów tych jest cała masa...

Gdybym w tym momencie zakończył omawianie trend followingu, rozważania byłyby niepełne. Bo przecież jest jeszcze jeden szczegół, który również może sporo namieszać. Mam na myśli ewentualne odnawianie pozycji po wyrzuceniu na stopie. Powyższe rozważania opierały się na założeniu, że nie wchodzimy ponownie w ten sam walor (choć też nie uwzględniłem wszystkich elementów, ale nie czas teraz na to). W tym przypadku dopuszczamy możliwość ponownego otwarcia pozycji po wyrzuceniu na stopie. Niestety, trudno jest oszacować, jak by to wpłynęło na wyniki systemu. Wynika to z faktu, że mielibyśmy więcej transakcji, których wyniki trudno oszacować. Poza tym, za środki zwolnione z zamkniętych pozycji moglibyśmy kupić zupełnie inne, nowe walory, co czyni bezskutecznym wszelkie próby szacowania wyników, jak również znacząco utrudnia backtesty.

Podsumowując tę część, zdecydowanie zgodzę się z krytykami zacieśniania stopów w miarę zarabiania pozycji. Te pozycje to "wszystko co mamy", a ich zamknięcie pozbawia nas "złotych jaj" :)

Nieco inaczej mają się sprawy dla osób wykorzystujących strategie swing tradingowe oraz inne, w których wiemy, że zysk jest ograniczony. Mam tu na myśli ewentualne wsparcia i opory, oscylatory i tym podobne. Dla przykładu rozważmy sytuację występującą przy grze w prostokącie. Kupiliśmy na odbiciu od dolnej krawędzi, a w chwili obecnej ceny zbliżają się do górnego ograniczenia, które jest jednocześnie istotnym poziomem technicznym, zgrupowaniem zniesień Fibonacciego i co tam jeszcze chcecie. Oczekujemy, że ceny się odwrócą, gdyż na tym opieramy swoje działania na rynku. Zacieśnić stopa? Jak najbardziej tak! Czekając, aż ceny po odbiciu od oporu strzelą stopa, marnujemy tylko część ruchu, który, jak wiemy, przy takich strategiach jest ograniczony i szczególnie cenny. Czasem nawet zawahanie się o jedną sesję sprawia, że ceny dynamicznie spadają, niwelując nasze zyski.

Zdarzają się też sytuacje, gdy oczekujemy odwrócenia z nieco innych względów. Poniżej załączam wideo-analizę przygotowaną przez PSAadmin, który to kanał subskrybuję na YT i bardzo sobie cenię z racji podejścia opartego na price action i prostej logice analizy wykresu.

W prezentowanym wypadku (1:20) przesłanką do zacieśnienia stopa jest szereg świec spadkowych, nie przerwanych żadnym dniem wzrostów. Jest to sytuacja, która wykracza poza "średnią", a co za tym idzie, szanse na odwrócenie rosną z każdym kolejnym słupkiem. Wtedy też autor proponuje zawężenie zlecenia obronnego do wierzchołka ostatniej świecy, co wydaje się bardzo rozsądnym rozwiązaniem, zwłaszcza w świetle tego, co wiemy dzisiaj :)



Podobnie można analizować wczorajszą (wykres jest dzisiejszy, ale sam wpis powstawał rano, gdy jeszcze USA spało) sytuację na indeksach w USA. Szereg dni wzrostowych bez korekty, formacja ABCD (gdzie AB=CD), a także oscylatory pokazujące wykupienie mogą skłonić nas do podciągnięcia zlecenia obronnego bliżej ceny.


Myślę, że w kwestii zacieśniania stopa to tyle, co możemy powiedzieć na przyjętym poziomie ogólności. Pamiętajmy oczywiście, że na rynku mamy do czynienia z prawdopodobieństwami, więc niekiedy sytuacja może odbiegać od tego, co sobie zakładamy. Chodzi o to, aby w dłuższym terminie usprawniać nasze techniki inwestycyjne.

Część dotycząca swing tradingu stanowi rodzaj wprowadzenia do następnego wpisu, w którym będziemy się zajmowali zleceniami kasującymi zyski (take profit).

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Stopy na giełdzie, czy w głowie?

Ostatnio na jednym z forów giełdowych toczyła się krótka wymiana zdań dotycząca ustawiania stopów, a mianowicie czy zlecenie powinno się cały czas znajdować w arkuszu (nawet jako nieaktywne), czy też lepiej jest egzekwować wszystko w czasie rzeczywistym. Oczywiście kij ma dwa końce, więc nie zamierzam docierać do jedynej słusznej prawdy, ale chcę zabrać głos prezentując przy tym kilka argumentów.

Najprościej rzecz ujmując, można powiedzieć, że "to zależy". Przede wszystkim od:

- naszych technik inwestycyjnych
- ilości czasu, który możemy poświęcić na obserwację notowań
- dostępnych narzędzi (rodzaje zleceń, software etc.)
- szczęścia

Techniki inwestycyjne

Inwestorzy posługują się różnymi metodami w swoich działaniach na giełdzie. Z naszego punktu widzenia, najważniejszą rolę odgrywa perspektywa czasowa oraz relacja średniego zysku do średniej straty.

Osoba zakładająca podążanie za trendem oraz kupująca siłę rynku (czyli zajmująca pozycję na nowych szczytach) z pewnością może nie ustawiać od razu zlecenia stop loss, gdyż przy tej strategii jest ono zazwyczaj dość daleko od ceny. Jednak w chwili, gdy rynek zbliża się już do poziomów, w których planujemy kasować stratę (lub realizować zysk), ustawienie zlecenia wydaje mi się konieczne.

Nieco inaczej ma się sprawa przy technikach krótkoterminowych, czyli swing tradingu. Tego typu metody charakteryzują się stosunkowo niedużym zyskiem z transakcji, gdyż eksploatujemy znacznie krótsze ruchy. W typ wypadku, nieustawienie stopa może sprawić, iż trading przestanie być opłacalny. Jakiś szybszy ruch rynku może sprawić, że wykonamy nasze zlecenie o 10-20 tików później, niż planowaliśmy, co może mieć dramatyczne skutki dla portfela i zaburzyć relację średniego zysku do średniej straty.

Odmiennym podejściem jest analiza fundamentalna, w której podstawą do wejścia i wyjścia z rynku są przesłanki nieco odmiennej natury. Jeśli cały czas uważamy, że spółka jest w dobrej kondycji, możemy trzymać akcje mimo spadków, gdyż jesteśmy pewni, że fakty są po naszej stronie. Czy fundamentaliści stosują stopy? Nie wiem, zapewne niektórzy tak. Ale z racji tego, że jest to podejście długoterminowe, nie wydaje mi się konieczne utrzymywanie zleceń na rynku.


Czas

Pewnie kilka osób zauważyło, że nie odniosłem się w powyższej części do daytradingu. Postanowiłem przenieść go do tego punktu, gdyż w przypadku gry intraday, czas jest kluczową zmienną. Osoby zajmujące pozycje kilka lub więcej razy w ciągu dnia z pewnością muszą obserwować notowania z wielką uwagą, ponieważ chwila nieuwagi może wpędzić je w straty przewyższające zyski z kilku poprzednich transakcji. Wydaje mi się więc, że nawet w przypadku obserwowania rynku przez cały dzień, dobrze jest mieć stopa ustawionego w gotowości. Przełączenie okna, chwila zamyślenia lub odejście od komputera mogą być bardzo kosztowne. Więc sądzę, że warto nawet co kilkanaście minut przesuwać to zlecenie, niż być zupełnie odsłoniętym i uzależnionym od swojego refleksu.

Oczywiście czas jest ważny również przy innych metodach. Jeśli mamy możliwość zerknięcia w notowania 3-4 razy dziennie, możemy już poruszać się po interwałach H4 i H1, więc w zasadzie od nas zależy, czy utrzymujemy zlecenia na rynku, czy nie. Ale osoby grające dłużej niż kilka dni wiedzą, że przez godzinę ceny potrafią przebyć niebywały dystans...


Narzędzia

Głównie znaczenie mają tutaj dostępne typy zleceń oraz platformy, z których korzystamy. Zlecenia składane na GPW są stosunkowo skromne, więc w zasadzie możemy decydować jedynie, kiedy wychodzimy. Brokerzy forexowi dają szersze spektrum, od różnych typów zleceń począwszy, aż po możliwość tworzenia automatycznych strategii, które pozwalają zapisać szereg złożonych warunków naszego opuszczenia rynku. Jeśli system jest dokładnie zaprojektowany, może z dużą dokładnością oddać nasze oczekiwania co do zleceń stop. Jest to duży atut i jednocześnie miejsce na elastyczność.


Szczęście

Jak wiadomo, szczęście (lub przypadkowość, losowość) jest czynnikiem, którego wpływ należy minimalizować. Strategia ma zarabiać dlatego, że jest dobrze zaprojektowana i daje przewagę nad rynkiem, a nie dlatego, że "czasem się uda". Mimo to, w zależności od stosowanych technik, szczęście może zadecydować o naszym wyniku. Wejdziemy na rynek w oczekiwaniu, że będzie duże odbicie, a tu następuje cofnięcie i wyczesanie naszego stopa, po czym przewidywany ruch następuje, ale już bez nas na pokładzie. Jest to jeden z silniejszych argumentów przemawiających za niestosowaniem sztywnych zleceń stop, ale opieraniem się na własnych działaniach. Niestety, do tego potrzebny jest czas (na ręczne złożenie zlecenia) oraz duży portfel (gdyż po czesaniu stopów może być zwała jeszcze większa, tym razem z nami na pozycji).


Podsumowanie

Jestem gorącym zwolennikiem trzymania zleceń stop na rynku. Wynika to z respektowania podstawowej zasady, jaką jest ochrona kapitału. Zyski to już jest rzecz na kiedy indziej, grunt to się nie wyżyłować. Nawet, jeśli czasem wylecimy na stopie w najgorszym możliwym momencie, musimy mieć świadomość, że takie rzeczy się zdarzają i tyle. Lekarstwem na ten problem jest odnawianie pozycji, które przy sprzyjających wiatrach pozwoli na odrobienie strat po strzelonych stopach i jeszcze wyjście na plus.

Dochodzi jeszcze czynnik ludzki. Pozycja jedzie na czerwone, a my się zastanawiamy, czy to czesanie stopów, czy faktyczne odwrócenie. Spada dalej, my analizujemy sytuację. Gdy dochodzimy do wniosku, że trzeba uciekać, rynek może być już daleko na drodze do całkowitego wykrwawienia naszego rachunku.

Stop loss na rynku jest naszą tarczą. Bez niego dupa zbita...

czwartek, 22 kwietnia 2010

Trzy "M", bez których o sukcesie na giełdzie nie ma mowy

Osoby, które skutecznie pomnażają swój kapitał na giełdzie wymieniają wiele z czynników, które ich zdaniem decydują o osiągnięciu sukcesu. I choć traderów i technik inwestycyjnych jest całe mnóstwo, wszystko zazwyczaj sprowadza się trzech "M": Method, Money, Mind.

Method

Chcąc osiągnąć sukces na giełdzie musimy mieć jakąś metodę, którą planujemy wykorzystywać do zarabiania pieniędzy. Bez tego niestety cała bajka urywa się na samym początku. Początkujący inwestorzy bardzo szybko przekonują się, że potrzebują jakiegoś planu, schematu który działa, i który jesteśmy w stanie stosować w przyszłości. Czasem jest to najzwyklejsze przecięcie średnich, czasem analiza formacji, jeszcze innym razem "czucie" rynku lub też system inwestycyjny. Często się zdarza, że inwestor wchodzi na giełdę i zaczyna stosować techniki, o których przeczytał w jakiejś książce lub usłyszał od znajomych. Istnieje duże ryzyko, że osoba taka stosunkowo szybko (i boleśnie) przekona się, że coś tu nie gra. Zazwyczaj przyczyną jest fakt, że dana metoda po prostu nie działa. Nie została dostatecznie zweryfikowana, może nie jest przystosowana do aktualnej mechaniki rynków, może nigdy nie działała, a ktoś ją jako taką sprzedawał. Niezależnie od naszego podejścia, musimy sobie wypracować przewagę nad rynkiem. Dzięki niej zarabiamy. Przewaga nad rynkiem, jest to metoda, dzięki której w długiej serii transakcji jesteśmy w stanie osiągnąć zyski. Bez niej jesteśmy skazani na przypadkowość i zazwyczaj straty.

Stąd też większość wysiłków kierowana jest w stronę odszukania działającej metody. Zwana jest ona bardzo często Świętym Graalem, jako coś, o czym wszyscy wiedzą, że istnieje, ale nikt jeszcze nie odszukał. Niestety, moje ponad roczne poszukiwania również nie zostały zwieńczone sukcesem i śmiem twierdzić, że giełdowy Graal nie istnieje. A może tylko nie udało mi się go odszukać... No, nie ważne. Faktem jest, że są w obiegu działające metody, a jeszcze więcej skutecznych metod kryje się w głowach traderów, którzy siedzą i po cichutku wyciągają kasę z rynku. Po cichu sądzę, że Graalem jest właśnie skuteczne połączenie trzech M. Zatem lecimy dalej...

Money

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że do skutecznego pomnażania kapitału potrzebna jest KASA. No faktycznie, jeśli mamy jej odpowiednio dużo to możemy żyć po królewsku już z inwestowania w lokaty i obligacje skarbowe. Ale przecież cały myk polega na tym, żeby przekształcić małą sumę w dużą, więc to nie może być dobre rozumienie terminu money.

I faktycznie, pod tym pojęciem kryje się money management, czyli sztuka (a może nauka) zarządzania kapitałem. W uproszczeniu rzecz polega na tym, aby nie ryzykować w jednej transakcji zbyt dużej części portfela, gdyż nawet dobry system inwestycyjny może zaliczyć kilka strat z rzędu, co przy zbyt dużych pozycjach może skutkować znaczną redukcją naszych środków. Istnieją różne formuły do zarządzania wielkością pozycji, techniki oceny, czy wejść za więcej, czy za mniej. Myślę, że będzie jeszcze okazja coś o tym napisać. Dodam tylko, że jest to bardzo ważny aspekt działalności na giełdzie, gdyż nasz kapitał jest naszą fortecą. Jeśli za bardzo stopnieje to dupa zbita i koniec pieśni.

Mind

Psychologia inwestowania jest moim zdaniem bardzo niedocenianym aspektem. Ludzie skupiają się na poszukiwaniu "magicznych średnich", czy też ganiają ciągle za Graalem, mimo że może wcale nie tam jest pies pogrzebany. Jesteśmy ludźmi, więc odczuwamy emocje. Im są one silniejsze tym bardziej wpływają one na nasze zachowanie. Wyobraźmy sobie, że właśnie straciliśmy na giełdzie równowartość naszych rocznych zarobków. Próbujemy jeszcze raz i znów tracimy. Trzeci raz to samo... Znajdźcie mi takiego, komu przy którejś kolejnej podobnej stracie nie zadrży ręka przy składaniu zlecenia. Pojawiają się wątpliwości, obawa że i tym razem skończy się podobnie. Ostatecznie zlecenie nie zostaje ustawione, inwestor robi sobie tydzień lub dwa przerwy od giełdy, żeby ukoić skołatane nerwy. Po odpoczynku włącza notowania i co widzi? Że gdyby umieścił to pamiętne zlecenie, to nie dość, że by odrobił poprzednie straty, ale jeszcze wyszedł na niewielki plus. Co robi? Wchodzi w tę spółkę, a ona zaczyna zjazd... Potencjalny samobójca gotowy.

Każdy, kto zaryzykował na giełdzie swój (często z trudem zdobyty) kapitał wie, że emocje są niesamowite. I trzeba umieć sobie z nimi radzić. Bardzo ważne jest wcześniejsze przygotowanie się na to, co może nas spotkać, oswojenie się, że straty są częścią tej gry. Dobrze jest też poczytać wrażenia osób, które opisują emocje nimi targające podczas posiadania otwartej pozycji. Sam wiem, że emocje te są niemałe. To nie jest jedyny przykład, gdzie nasz umysł może nie radzić sobie z sytuacją i przez to znacząco mieszać w kapitale (bo w dłuższej perspektywie to jest bardzo kosztowny problem). Jedynym lekarstwem jest przeprowadzenie ze sobą poważnej rozmowy (wcale nie żartuję), poukładanie sobie w głowie niektórych spraw oraz znalezienie sposobu na eliminowanie wpływu emocji na nasze działania.

Co jest najważniejsze?

Wszystko :) Nie po to podaje się 3M, żeby coś pomijać. Inaczej byłoby to 2M lub coś zupełnie innego. Na potrzeby niniejszego wpisu starałem się jednak wyróżnić jeden, najważniejszy element i stwierdziłem, że nie potrafię. Te trzy aspekty to esencja tradingu, aspekty których pominięcie może wyeliminować inwestora bardzo szybko.

To może jest jakiś element, który jest nieco mniej ważny? Znalazłem jeden, ale jest on mniej ważny tylko w określonych warunkach. Są to emocje, czyli Mind. Można przykładać do niego nieco mniejszą wagę, jeśli posiadamy w 100% mechaniczny system inwestycyjny, do którego posiadamy pełne zaufanie. Jeśli tylko potrafimy go konsekwentnie stosować, możemy przetrzymać serie stratnych transakcji, gdyż wiemy, że w długiej perspektywie statystyka jest po naszej stronie. Jeśli z systemem zaczyna dziać się coś złego, jest to dla nas znak, że trzeba sprawdzić jego parametry i ewentualnie podregulować ten czy inny element. To chyba jedyna sytuacja, kiedy emocje nie niszczą naszego tradingu. No, ewentualnie można dorzucić trading automatyczny, gdzie zlecenia składają za nas programy komputerowe.

Reasumując

Omówione przeze mnie 3M są bardzo ważne. Radzę nie lekceważyć żadnego z nich, gdyż z doświadczenia wiem, że może się to źle skończyć. Ale z drugiej strony, jeśli docenimy ich znaczenie, przejdziemy ten próg, gdzie nauczymy się wyciszać emocje i ochraniać kapitał, nasz trading stanie się dużo bardziej elastyczny. Będziemy umieli się dostosować do wielu technik inwestycyjnych, gdyż później jest to kwestia jedynie "przeregulowania" tego i owego. Pozostaje mi życzyć wszystkim jak najszybszego przejścia na jasną stronę mocy :)