niedziela, 30 września 2012

Spółki ciekawe technicznie - październik 2012

Miesiąc się kończy, więc tradycyjnie trzeba rzucić okiem na wykresy w poszukiwaniu spółek, które zachowują się lepiej od rynku, rosną w miarę stabilnie i można zakładać, że trend ten się utrzyma. Szczegółowe kryteria, jak zwykle, znaleźć można w poświęconym temu oddzielnym wpisie.

Ogólny obraz rynku

Poprzednie zestawienie przypadło praktycznie na idealny dołek swingu. Obecnie rynek jest już zdecydowanie wyżej, ale po szczycie nadeszła faza korekty, w której aktualnie się znajdujemy. Nie jest ona na razie głęboka, co oznacza, że jest jeszcze potencjał do spadków. Może to przemawiać na niekorzyść kupowania papierów z zamiarem trzymania ich przez kilka tygodni, lecz wydaje się, że z perspektywy trendowej można się czymś zainteresować, gdyż od przełomu maja i czerwca dołki i szczyty układają się właśnie zgodnie z kryteriami trendu wzrostowego. Niech ten stan trwa wiecznie, powiedzieć by się chciało...

Przechodząc do spółek, powiem tylko, że komentarz do wszystkich mógłby być ten sam: "rośnie, więc dopóki nic się nie zmieni, zabawa trwa." Dlatego też komentarz umieszczę tylko wtedy, gdy będę chciał dodać coś indywidualnego dla którejś ze spółek.

Apator

Azoty

Famur

Krezus
W pewnym momencie spisałem spółkę na straty, ale okazuje się, że był to krok przedwczesny. Spektakularne wzrosty w ostatnim czasie rodzą moje poważne obawy o przegrzanie na tym papierze, ale z drugiej strony wykres pokazuje, że nie raz już cena pięła się dużymi skokami w niebo. W każdym razie na moje oko jest trochę za drogo.

Neuca
Ładnie to wyglądało, ale szczytu ostatnim razem wybić się nie dało, natomiast całkiem pokaźną świeczką wybity został dołek. Póki co przyjmuję na tej spółce wariant prostokąta w przedziale 90-95 zł i dopóki cena jest przy dolnym ograniczeniu, można dać trendowi szansę przy ciasnym stop lossie.

Puławy

Relpol
Trochę zbyt chaotyczne te świece dla mnie, wygląda mi to na niewielką płynność na papierze. Niemniej trend, choć z korektami, ciągle w górę. 

Sanok
Tutaj również zatrzymanie wzrostów i trudność w ukształtowaniu wyższego wierzchołka. Ale ruch boczny to przecież nie spadkowy, więc dopóki nie wyjdziemy dołem, nie ma się co przejmować.

Skotan
W zeszłym miesiącu pisałem o formacji trójkąta z możliwym wybiciem w kierunku trendu. Widocznie inwestorzy pomyśleli podobnie, gdyż już na kolejnej sesji kurs wystrzelił w górę o 6,7%, a dziś jest już 16% wyżej niż miesiąc temu. Normalnie ruszyłem rynkiem :)

Wawel

Zamet
Spółka, która za dobre sprawowanie korzysta u mnie z taryfy ulgowej - nie odrzucam jej z powodu zbyt krótkiego wykresu. Jednak trend wyglądał do niedawna całkiem fajnie. Aktualnie konsolidacja, może coś na kształt rozciągniętego trójkąta symetrycznego. W każdym razie dopóki nie zostanie naruszony poziom 2 zł, nie ma co się obawiać. Ale gdy już on pęknie, trzeba wiać, bo ziszczą się wszystkie przesłanki odwrócenia trendu. 

Zetkama
Na koniec jedyna spółka z dzisiejszego zestawienia, której akcje posiadam w swoim portfelu. Dużo się przez ostatni miesiąc działo, najpierw w górę, później w dół. Kresek rysował nie będę, ale póki co jeszcze bym się o sytuację nie obawiał. Znajdujemy się w okolicach linii trendu, a żaden istotny dołek nie został jeszcze przebity. Z ogólnej estetyki wykresu wypadałoby, aby teraz cena ruszyła w górę, ale to oczywiście myślenie życzeniowe. W każdym razie trend się utrzymuje i jeśli nastanie kres tym czerwonym świeczkom, sytuacja nie powinna się zmienić.

Podsumowanie

Jak widzicie spółki dosyć monotonne. Przewijają się przez zestawienia z miesiąca na miesiąc, ciągle bardzo podobne wykresy. Pamiętajcie tylko, że są to wykresy rosnące, a wbrew pozorom nie ma ich aż tak wiele. To chyba dobrze, że spółka ciągle monotonnie rośnie? :)


niedziela, 23 września 2012

Jesienne porządki w budżecie domowym

Wydawać by się mogło, że osoba która gra na giełdzie, ma już doskonale opracowane wcześniejsze stadia swoich finansów. Też tak do niedawna myślałem, gdyż zawsze zamykałem miesiąc ze znacznym zapasem oszczędności, które zasilały mój fundusz awaryjny lub konto IKE. Ostatnio jednak, okazało się że kwota do spłaty na karcie kredytowej przewyższa moje miesięczne przychody. Oczywiście nie spowodowało to żadnej tragedii, ale postanowiłem sprawdzić, co się w zasadzie dzieje w moich finansach, nawet jeśli obecna sytuacja była spowodowana nieplanowanymi wydatkami oraz spiętrzeniem długoterminowych, półrocznych lub kwartalnych płatności.

Nigdy nie prowadziłem żadnego typu zestawienia dotyczącego mojego domowego budżetu. Uznawałem, że skoro generuję w miarę regularne nadwyżki, nie jest mi to potrzebne. Teraz postanowiłem jednak rzucić okiem w strukturę swoich wydatków. 

Zastanawiałem się przez chwilę, które z narzędzi zastosować, gdyż na rynku dostępnych jest ich kilka, ale ostatecznie mój wybór padł na Kontomierz.pl. W zasadzie ciężko jest powiedzieć dlaczego, gdyż nie prowadziłem szczególnie szerokiej analizy, ale po kilka dniach korzystania mogę śmiało powiedzieć, że była to dobra decyzja.

Powodów do rozpoczęcia świadomego zarządzania swoim budżetem może być wiele. Z mojej strony, przesłanki były dwie. Po pierwsze chciałem wiedzieć, jaka jest struktura moich wydatków. Ile idzie na potrzeby, z których ciężko jest zrezygnować, a jak wiele wydaję na rozrywkę i sprawy, bez których mógłbym się obejść. W szczególności chodzi mi tutaj o wydatki na "pierdoły", czyli różnego rodzaju drobne wydatki w rodzaju kebabów, słodyczy i tym podobnych spraw. Oczywiście trudno jest żyć jak asceta, lecz być może w skali miesiąca i roku robi się z tego całkiem poważna suma.

Drugim powodem skorzystania z narzędzia do zarządzania budżetem jest chęć zaplanowania poważniejszych wydatków, które spowodowały moje niedawne przygody z wydatkami większymi niż przychody. Kupno samochodu, roczny karnet na siłownię, czesne na studiach czy wyjazd wakacyjny to są rzeczy, o których wiemy kilka miesięcy wcześniej. Dlatego też warto jest je wpisać w harmonogram, aby móc się przygotować, że w danym miesiącu wydamy o kilkaset lub kilka tysięcy złotych więcej niż zazwyczaj.

Teoretycznie do tych większych wydatków powinien służyć fundusz zapasowy, aby nie musieć pokrywać ich całości z bieżących środków. Ale z drugiej strony, jeśli wiemy o zbliżającym się znaczniejszym rozchodzie gotówki, można nieco ograniczyć bieżącą konsumpcję w celu uchronienia funduszy zapasowych przed uszczupleniem.

Pisałem ostatnio, że nasze życie, również finansowe, przypomina nieco grę strategiczną. W komentarzach pojawiła się uwaga, że stosowane tam narzędzia można skutecznie przenieść do zarządzania firmą. Dlaczego więc nie przenieść ich do własnych finansów? W końcu jeśli wiemy, gdzie nasz budżet jest nieefektywny, gdzie nasze środki uciekają grosz po groszu, możemy przywrócić kontrolę nad własnymi pieniędzmi. Możemy popracować nad zwiększeniem strumienia pieniędzy z określonego źródła naszych przychodów.

Tego typu wiedza może też doprowadzić do uświadomienia sobie jeszcze czegoś innego. Może się okazać, że zajęcie, któremu poświęcamy dużo czasu, wcale nie przynosi znacznych środków pieniężnych. Wtedy też warto jest się zastanowić, czy nie ograniczyć jego roli w naszym życiu na rzecz głównych lub bardziej perspektywicznych obszarów aktywności. W końcu wszyscy znamy zasadę Pareto. Być może te kilkadziesiąt procent czasu, przynosi nam bardzo mizerne rezultaty.

Zebranie odpowiedniej ilości danych wymaga czasu. Zakładam, że w moim przypadku będzie to kilka miesięcy, gdyż nie zamierzam korzystać z możliwości zaimportowania danych z historii moich kont bankowych. Dlatego też zaczynam dziś i za jakiś czas będę mógł powiedzieć, przede wszystkim sobie, w jakiej kondycji jest mój portfel wydatków bieżący.

A czy Wy wiecie, którędy uciekają Wam pieniądze?

niedziela, 16 września 2012

Życie jak gra komputerowa

Urodziłem się w drugiej połowie lat 80-tych, a więc moje dzieciństwo i nastoletnie lata przypadły na przełom tysiącleci. Towarzyszył im nieodłącznie komputer, który oczywiście w założeniach miał służyć w charakterze pomocy do nauki, a w praktyce rzadko wykorzystywany był do czegoś innego niż gry komputerowe. 

Spośród wielu typów gier, najbardziej przypadały mi do gustu gry strategiczne o podłożu ekonomicznym. Znacie to. Zaczynacie od niewielkiej wioseczki, aby z czasem przekształcić ją w potężne królestwo i odpierać ataki wrogów. Jeśli fabuła toczyła się w przyszłości, zazwyczaj zaczynało się od kolonizowania jakiejś małej planety, by w efekcie dynamicznego rozwoju rządzić całą galaktyką.

Szczególnie pociągał mnie aspekt ekonomiczny, który we wszystkich tych grach jest bardzo podobny. Do rozwoju potrzebne są określone surowce. Bez nich nie jest możliwe osiągnięcie końcowego sukcesu. Tak więc stawiało się chaty drwali, młyny wodne, kopalnie i kamieniołomy. Innym razem były to kopalnie kosmicznych surowców, fabryki paliwa do gwiezdnej floty, czy też wytwórnie kryształów. Tylko z góry zaplanowana ścieżka rozwoju, opierająca się na efektywnym pozyskiwaniu i przetwarzaniu tych dóbr, pozwalała na pokonanie wirtualnego przeciwnika lub też innych graczy.

Oprócz samych surowców, kluczowy był też czas, a konkretnie jego ograniczona ilość. Zaprzepaszczenie jakiejś okazji, jedno złe posunięcie, mogło przekreślić szansę na końcowy sukces. Dlatego też wszystkie starania musiały być nakierowane na jak najlepsze rozplanowanie działań i wykorzystanie każdej chwili aktywności w grze.

Do dziś jestem fanem tego typu gier, lecz niestety nie mam już czasu, aby przez wiele godzin oddawać się wirtualnej rozrywce. Wszystko dlatego, że w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że nasze życie całkiem dobrze odzwierciedla właśnie scenariusz takiej strategicznej gry. Wtedy też postanowiłem spróbować spojrzeć na swoją aktywność jak na posunięcia wirtualnego przywódcy, który kieruje decyzjami odgrywanej postaci, aby ta ostatecznie osiągnęła sukces.

Swoje życie zaczynamy w punkcie zero. Mamy jakieś dobra początkowe, czyli rodzinę, zapewniającą nam wsparcie emocjonalne i materialne. Nie można tu mówić o równym starcie dla wszystkich, co jest jedną z zasadniczych różnic między grą a życiem. Później jednak, z wchodzeniem w dorosłość, wszystko spoczywa w naszych rękach i coraz bardziej upodabnia się do gry.

Praktycznie całe nastoletnie życie spędzamy w szkole. Jest to nic innego, jak gromadzenie aktywów, tyle że nie jest to już drewno czy kryształy, ale wiedza i umiejętności. Uczymy się języków obcych, poznajemy obsługę komputera, ponieważ wierzymy, że przyczyni się to do zwiększenia naszych szans na sukces. Ale przecież wszyscy chodzą do szkoły...

I tu zaczyna się właśnie pole do spojrzenia na siebie, jako gracza - czas wolny. Niektórzy wracają z pracy lub ze szkoły i włączają telewizor. Sam znam wiele osób (niestety głównie kobiet), które popołudniową aktywność wypełnioną mają ramówką seriali. W końcu pracowały osiem godzin i im się należy. Co z tego, że mają dopiero 28 lat, a za rok lub dwa, w wyniku różnych zdarzeń, mogą już tej pracy nie mieć. Wtedy nastąpi zderzenie z rzeczywistością i nadejdzie czas konsumowania rezultatów tego, jakimi graczami były.

Student wraca z zajęć. Uruchamia obowiązkowo Facebooka i znika na kilka godzin. Ogląda filmy podesłane przez znajomych, typu "fail compilation - august 2012 - 120 min!" i przez dwie godziny rechocze z mężczyzn wpadających do basenu, czy kolekcji spektakularnych nut-shotów. Po pewnym czasie stwierdza, że jest już wieczór i nie warto brać się za nic nowego, więc idzie spać lub na imprezę. Dzień minął.

Jeszcze smutniejszy jest inny przykład, również wzięty z grona moich znajomych. Pięć lat studiów, średnia powyżej 4,5, obrona na bardzo dobry. Tyle, że była to jedyna aktywność, jaką podejmowano. W efekcie magister z dyplomem stoi w bramie uczelni i czeka na oferty pracy, których brak. Mija kilka trudnych miesięcy, po czym nadchodzi moment, w którym dumę trzeba schować do kieszeni i ustawić się w kolejce po zasiłek. Bo żyć trzeba.

Życie jest ciągiem decyzji. Podobnie jak w grze strategicznej, im więcej zasobów zgromadzimy na wczesnym etapie oraz im lepiej wykorzystamy dostępny nam czas, tym lepszą pozycję końcową osiągniemy. Do gier upodabnia życie jeszcze jeden fakt - na duże rezultaty wpływ mają małe decyzje. To, czy mając kilka godzin do zagospodarowania, poczytamy newsy na plotkarskim portalu, pooglądamy talk-show, czy rozwiniemy w sobie jakąś przydatną umiejętność, może kiedyś przynieść zadziwiające rezultaty.

Podobnie działa to w przypadku naszych finansów. Pomyślcie, czy grając w grę wydacie swoje złoto na przemalowanie wszystkich budynków na kolorowo (gdyby gra dawała takie możliwości), żeby było ładniej, czy też zmodernizujecie kopalnię, aby była bardziej wydajna? To jest dokładnie taka sama decyzja, jaką podejmujecie stając przed problemem: czy wymienić swój roczny telefon na nowego Samsunga Galaxy S III (ok. 2200 zł), żeby się polansować, czy też te środki wpłacicie na lokatę lub zainwestujecie w siebie. Czy wziąć pożyczkę "chwilówkę" na kino domowe, czy też policzyć sobie dokładnie koszty takiej operacji i się powstrzymać.

To właśnie uświadomienie sobie, ile czasu, energii i pieniędzy marnujemy na rzeczy, które do niczego nie prowadzą i nie przyczyniają się do naszego dobrobytu, pozwala na wprowadzenie niezbędnych zmian w naszym życiu. Nie muszę szukać daleko, podam własny przykład. Kilka lat temu, będąc jeszcze w liceum, zacząłem grać w grę przeglądarkową typu MMO. Tysiące graczy rywalizujących o to, kto lepiej rozbuduje swoje kosmiczne imperium. Oczywiście wdrożyłem efektywne zarządzanie czasem i surowcami, aby zmaksymalizować szanse na sukces. W efekcie zajmowałem pierwsze miejsce na ok. 10 000 graczy. Koszty? Każdej nocy nastawiałem budzik, aby wstać i dokonać jakiejś operacji na koncie (wysłać flotę, pozyskać surowce, zbudować kopalnię), gdyż nocna aktywność dawała przewagę nad tymi wszystkimi, którzy w tym czasie spali i się nie rozwijali. Nawet w czasie matur, musząc o 9 rano stawić się na egzaminie silnie warunkującym dostanie się na określone studia, wstawałem o 3 w nocy, aby dalej budować wirtualną potęgę.

Myślę, że ten przykład dość dobrze pokazuje ważną rzecz: że wtedy miałem super opracowane strategiczne zarządzanie rozwojem, ale był to rozwój nie prowadzący do wymiernych rezultatów. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, przekazałem login i hasło do konta koledze, a sam zająłem się wdrażaniem opanowanych zasad do reala.

Kończąc ten wpis, chciałbym żebyście zastanowili się czasem, czy czynność którą będziecie właśnie podejmowali, służy czemuś konkretnemu. Jeśli tak, nie ma problemu. Nawet jeśli jest to rozsądny odpoczynek, jest on ważny, gdyż trzeba też unikać dyktatu efektywności i nie przesadzać w drugą stronę - pracując ponad siły i zaniedbując życie towarzyskie na rzecz ciągłej pracy.

A jeśli ciągle czujecie, że umyka Wam to, o czym pisałem, proponuję zainstalować na komputerze dobrą strategię ekonomiczną, lub jeszcze lepiej - poczytać Kiyosakiego i jego książkę Bogaty ojciec, biedny ojciec.

****

Na marginesie dodam, że konto w grze, które budowałem z takim poświęceniem przez kilkanaście miesięcy, kolega rozłożył na łopatki w dwa tygodnie :) Ale dziś buduję swoje konto w realu i dużo bardziej mi się to podoba.