poniedziałek, 13 lutego 2023

Wykład, który zmienił moje inwestowanie

Bycie inwestorem giełdowym to ciągła edukacja, nawet jeżeli mamy już pewien staż na rynku. Dlatego chcę dziś pokazać, jak jedno szkolenie ponad pięć lat temu zmieniło mój styl inwestowania.

Z edukacją w każdej dziedzinie mamy pewien paradoks. Kiedy jesteśmy na początkowym etapie, wszystko wydaje się nowe, wiedza jest łatwo dostępna, a my nie do końca wiemy, co jest wartościowe, a co nie. Natomiast kiedy jesteśmy już bardziej zaawansowani, znamy kierunek, w którym chcemy się rozwijać, możemy więcej w edukację zainwestować, ale niestety dość rzadko trafiamy na wiedzę, która istotnie coś wnosi do naszego poziomu umiejętności.

Dokładnie tak samo jest z inwestowaniem. Na początku nie do końca wiemy, czy chcemy się rozwijać w kierunku AT, czy AF, a czy pociągnie nas klasyczna analiza techniczna, czy zamknięte systemy inwestycyjne. Jednocześnie mnóstwo wiedzy znajdziemy na wyciągnięcie ręki i to najczęściej za darmo. Kiedy mamy za sobą już dekadę inwestowania, najczęściej posiadamy wyrobione podejście inwestycyjne. Wiemy, czego potrzebujemy, jesteśmy gotowi zapłacić za tę wiedzę, ale stosunkowo rzadko natrafiamy na treści, które w istotny sposób popychają nas do przodu.

Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o wykładzie, który bardzo istotnie zmienił mój styl inwestowania.

Wykład, na którym nie byłem

Niestety nie będę mógł Wam zdradzić wiele na temat samego wykładu. Mogę jedynie powiedzieć, że był to wykład w ramach jednej z konferencji inwestycyjnych, w której uczestniczyłem. Całość odbywała się w formie stacjonarnej, ale była również nagrywana. 

I właśnie to nagranie okazało się kluczowe, gdyż wykład, o którym mówię odbywał się jako pierwszy, a ja sam dotarłem na konferencję z godzinnym opóźnieniem. Czyli mówiąc wprost, o mały włos nie ominąłem tak ważnego, jak się później okazało, szkolenia. Na szczęście dzięki nagraniu (które mam do dzisiaj) mogłem obejrzeć je po raz pierwszy, a następnie przez kolejny raz systematycznie je sobie odświeżać i przypominać.

Nie zdradzę niestety, co to był za wykład, kto go prowadził ani w ramach jakiej konferencji to się obyło. Nie posiadam praw do nagrania, a więc nie mogę go udostępnić, a nie chcę również wywierać na nikim presji. Niekiedy prelegent lub właściciel nagrania nie życzą sobie, aby coś ujrzało światło dzienne.

czwartek, 12 stycznia 2023

Najważniejsza rzecz w uśrednianiu

Najważniejsza rzecz w uśrednianiu ceny wcale nie jest związana z uśrednianiem. Być może będzie to dla niektórych zaskoczeniem, ale zanim zaczniemy akumulować akcje jakiegoś waloru, należy przemyśleć więcej aspektów niż to się początkowo mogło wydawać.

Dużo na blogu piszę o uśrednianiu, bo ma ono wiele zalet i umożliwia zbudowanie przewagi na rynku. Niestety niesie ze sobą również wiele ryzyk, dlatego też nie jest ono techniką, którą można spokojnie polecić początkującym inwestorom.

Moje ulubione podejście do budowania pozycji przez uśrednianie to strategia VCA, czyli value cost averaging, a w zasadzie jej konkretna modyfikacja zakładająca wykorzystanie jej w ściśle określonych warunkach rynkowych. 


Omówione powyżej podejście zakłada budowanie pozycji w trendzie spadkowym i powiększanie jej w miarę pogłębiających się spadków, aż uda się złapać ostateczny dołek bessy. Dzięki temu nasza średnia cena nabycia całego pakietu będzie niska i atrakcyjna na przyszłość. 


Oczywiście uśrednianie możemy zastosować w wypadku wielu różnych walorów i w różnych sytuacjach. Również nabycie kolejnego pakietu akcji po kilku latach od kupna pierwszego jest uśrednianiem, mimo że przesłanki do kupna papierów są zapewne inne i nie wynikają z jakiegoś zbudowanego dużo wcześniej systemu.


Przykładem takiej transakcji było u mnie kupno akcji spółki GPW, gdzie wykorzystałem niedawny dołek do powiększenia mojej istniejącej pozycji dywidendowej. Cena uległa pewnemu uśrednieniu, ale głównym celem tej operacji było raczej zwiększenie posiadanego pakietu akcji w związku ze wzrostem wartości portfela. 

A więc uśrednianie, czyli budowanie pozycji o możliwie niskiej cenie nabycia, może mieć za cel również uzyskanie atrakcyjnej stopy dywidendy w relacji do posiadanego pakietu akcji. Tak było w moim wypadku, ale przeważnie cel jest zupełnie inny.

Najważniejsza rzecz w uśrednianiu


Moim zdaniem najważniejszą rzeczą w procesie uśredniania jest wybór waloru, na którym będziemy budowali naszą pozycję. Celem jest zbudowanie pozycji na spółce, która następnie wzrośnie, a nie na walorze, który będzie się przez długi czas poruszał ruchem bocznym, nie pozwalając nam na osiągnięcie spodziewanych rezultatów.

poniedziałek, 26 grudnia 2022

Nudna historia o tym, jak schudłem 9 kilo

W tym roku spełniłem swoje noworoczne postanowienie zanim jeszcze zaczął się nowy rok. Udało mi się schudnąć 9 kilo i to w najbardziej nudny sposób, jak to tylko możliwe. Historia nie ma żadnego związku z pieniędzmi i inwestowaniem. A może jednak ma?

Z góry uprzedzam, że opowieść będzie nudna. Nie będzie zdjęć before/after, nie będzie tragicznej historii, jak to omal nie straciłem życia przez otyłość i co najważniejsze - nie będzie cudownej opowieści o tym, jak się moje życie odmieniło odkąd ważę trochę mniej. Ale skoro mamy trochę luźniejszy czas w roku, postanowiłem napisać trochę luźniejszy tekst.

Mam świadomość tego, że 9 kilo to nie jest rekord świata w zrzucaniu wagi. Są ludzie, którzy zrzucili więcej niż ja lub zrobili to szybciej niż ja. Ale być może dla niektórych moja historia będzie tym, co potrzebne, aby zrobić pierwszy krok. A pierwszy krok jest tu najważniejszy.

Geneza

Do niedawna moja typowa waga oscylowała wokół 105 kg przy wzroście 190 cm. Czasem było to 104 kg, czasem 106 kg. W zasadzie stan ten nie zmieniał się od lat i uznawałem go za coś normalnego. Był czas, kiedy ważyłem mniej, ale było to niemal 10 lat temu, kiedy byłem dużo bardziej aktywny fizycznie i jednak nieco młodszy, z lepszym metabolizmem.

W ostatnich latach w zasadzie nie realizowałem żadnego wysiłku fizycznego. Moja dzienna aktywność, jeżeli nie mam spotkań z klientami, sprowadza się do dwóch-trzech spacerów z psem oraz sprawdzonej trasy między gabinetem, kuchnią i łazienką. Czyli solidne 5000 kroków dziennie.

Z drugiej strony oczywiście dieta. Nie była ona dramatycznie zła, ale zjeść paczkę chipsów do filmu i zapić to butelką wina to dla mnie pestka. Tygodniowo potrafiłem spokojnie zjeść dwie paczki chipsów, paczkę żelek, jakieś ciastka, wafelki i wszystko okrasić butelką coli. Po drodze można jeszcze wcisnąć przynajmniej jednego fast fooda. 

Stan ten utrzymywał się w zasadzie bez żadnych momentów przełomowych. Ja czułem się ze sobą okej, moja żona czuła się ze mną okej i w sumie było okej. Co ważne, nigdy wcześniej nie stosowałem żadnych diet ani nie próbowałem stosować diet. 

Pierwszy krok pociągnął kolejne

Wszystko wyszło w sumie przypadkiem. Byliśmy na początku września z żoną na zakupach i obmyślając plany obiadowe zaproponowałem, żeby przez cały wrzesień nie jeść mięsa. Z jednej strony, żeby spróbować czegoś innego w życiu, z drugiej że faktycznie sporo tego mięsa się jadło.

Nie mieliśmy i nie mamy żadnych sprecyzowanych poglądów ideologicznych w zakresie jedzenia mięsa. Czyli nie chodziło i nie chodzi o dobrostan zwierząt i poglądy na ich hodowlę i zabijanie w celach konsumpcyjnych. Może nieco większym aspektem był element ekologiczny, gdyż do produkcji mięsa zużywa się dość sporo zasobów. Ale głównie chodziło o eksperyment, zaproponowany trochę z nudów.