piątek, 28 grudnia 2012
czwartek, 27 grudnia 2012
Czas to pomysł
Tekst napisany jakiś czas temu...
Spędziłem dziś jedenaście godzin w pracy. Tak samo wczoraj i zapewne jutro też nie będzie inaczej. W podobnych sytuacjach dochodzą do głosu idee, które wcześniej tkwiły w głowie, ale jakoś szczególnie się nie ujawniały.
Weźmy dla przykładu kreatywność. Jestem blogerem, człowiekiem który wpada czasem na ciekawe pomysły, a następnie przelewa je na ekran komputera, żeby móc podzielić się z innymi. Daleko mi do literackiej bohemy, lecz mimo wszystko zauważam u siebie pewną interesującą prawidłowość. Otóż w ciągu tygodnia, gdy jestem zmęczony po pracy, czasem nawet nie mam siły sprawdzić notowań, czy poleżeć przy literaturze giełdowej. Potrafię siedzieć przed pustym monitorem i nic nie napisać. Natomiast w sobotę sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Dodatkowe dwie czy trzy godziny snu wydają się sprawiać cuda. Głowa jest świeża, pomysły rodzą się jeden po drugim i w efekcie jestem w stanie napisać w kilka godzin wpisy na cały tydzień z góry.
Już od pewnego czasu zastanawia mnie ten fenomen i jestem przekonany, że wielkiej filozofii w tym nie ma. Ot, wypoczęty umysł lepiej pracuje. Ale idźmy dalej.
Zdarzało mi się już narzekać, że aby coś osiągnąć, potrzeba na to dużo czasu. Niestety nasze życie jest tak zbudowane, że większość czasu zajmuje nam utrzymanie się na powierzchni. Kiedyś było to rozumiane jako walka z przyrodą, a obecnie jest to zaledwie chodzenie do pracy, która paradoksalnie też zaczyna być towarem deficytowym, zwłaszcza wśród młodzieży. W efekcie na rozwijanie zainteresowań, chociażby giełdowych, pozostaje nam stosunkowo mało czasu.
W ostatnich dniach, łącząc te dwa czynniki, zacząłem się nieco umartwiać nad losem współczesnego człowieka. Bo w końcu do jak wspaniałych rzeczy można by było dojść, jak znacząco rozwinąć własne pasje, gdyby nie trzeba było zajmować się czymś tak prozaicznym, jak praca. Osoba mająca możliwość poświęcenia całości lub przynajmniej większości czasu na rozwijanie swojej pasji jest w stanie osiągnąć niebywale wyższy stopień zaawansowania w danej materii niż gdyby miała się tym zajmować jedynie po godzinach.
Myślę, że niektórzy z Was z łatwością odnajdą podobne wzorce w przeszłości. Bo oto w XVIII wieku we Francji lub Anglii wielu było takich, którzy całe życie zajmowali się tworzeniem idei, opracowywaniem przełomowych rozwiązań lub też pisaniem dzieł, które dziś należą do kamieni milowych rozwoju ludzkości. Zgadza się, to właśnie była szlachta. Członkowie zamożnych rodów, którzy kończyli najlepsze z dostępnych uczelnie, a następnie zajmowali się w życiu tym, co ich pociągało, bez konieczności martwienia się, co włożyć do garnka lub w co się przyodziać.
Jestem świadom, jak wielką utopią wydaje się wizja, którą właśnie roztaczam. Niemniej również dziś jest grono dziedziców, których głównym zajęciem jest trwonienie fortun zgromadzonych przez poprzedników. Tacy jednak raczej nie zaglądają na mojego bloga, więc wróćmy na ziemię.
Zapewne wielu z Was gra na giełdzie po to, aby osiągnąć w końcu upragnioną wolność finansową. Z jednej strony jest to tak jakby etap końcowy - utrzymujemy się przecież z dochodów kapitałowych. Ale z drugiej strony dobrze jest o tym pomyśleć, jak o nowym początku. W końcu to właśnie wtedy uwolni się duża ilość wolnego czasu, którą będzie można poświęcić na to wszystko, na co kiedyś nam go brakowało. I właśnie w tym drzemie olbrzymi potencjał, który ciągle jest możliwy do wykorzystania.
Wracając do mojego przykładu, wolna sobota jest dla mnie właśnie namiastką takiego rentierskiego dnia, zwłaszcza gdy nie mam żadnych innych planów. Wstaję, przeciągam się, a następnie robię co chcę. Często pada na giełdę, bo przecież trzeba nadrobić zaległości z całego tygodnia. I to właśnie wtedy uwalnia się cała kreatywność i rodzą się w głowie najlepsze pomysły. Czasem to aż strach jest wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby takich dni w tygodniu było siedem, a nie jeden...
Etykiety:
takie moje luźne gadanie
piątek, 21 grudnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)