środa, 28 marca 2012

Market Wizards

Właśnie zakończyłem lekturę dwóch książek autorstwa Jacka Schwagera. Pierwsza nosi tytuł Market Wizards, druga The New Market Wizards, a trzecia Stock Market Wizards. Miałem przyjemność dwukrotnie czytać dwie pierwsze części, natomiast z trzecią zupełnie nie miałem do czynienia.

W zasadzie wpis ten miał być rodzajem recenzji obu książek, ale zmieniłem koncepcję. Za wszystko musi Wam wystarczyć informacje, że książki składają się z wywiadów z inwestorami lub zarządzającymi, którzy odnieśli spektakularne sukcesy na rynkach. Przez te sukcesy autor rozumie oczywiście w pierwszej kolejności stopę zwrotu z inwestycji, ale również stabilność zysków, ilość miesięcy lub lat bez strat, a także inne czynniki wyróżniające rozmówców spośród innych.

Powiem tak: nie można nie przeczytać tych książek. Po moim pierwszym kontakcie z nimi postanowiłem, że kiedyś je nabędę i moje "drugie czytanie" odbywało się właśnie na kupionych anglojęzycznych egzemplarzach, które przyjechały zza wody. Książki są niesamowite. Niby nie dowiadujemy się z nich szczególnie wiele o technikach inwestycyjnych wykorzystywanych przez poszczególnych rozmówców, ale nawet nie to jest istotne. W ich lekturze chodzi głównie o to, aby poznać relacje osób, które odniosły sukces w dziedzinie, w której wielu/wiele z nas na co dzień próbuje swoich sił. Można szukać elementów wspólnych, można preferować tylko niektóre z podejść, a można uznać, że w zasadzie to wszystko są banały, a chodzi głównie o system. 

Ciężko jest powiedzieć, co sprawia, że książki te aż tak bardzo przypadły mi do gustu. Może chodzi o to, że bardzo często zdarzało się, że podczas ich lektury wpadałem na jakiś ciekawy pomysł inwestycyjny, po którym rzucałem książkę i biegłem weryfikować na komputerze możliwości zarobienia dzięki niemu pieniędzy. Może też chodzić o to, że każdy z inwestorów mówi niby o czymś innym, w trochę inny sposób, ale w efekcie można się doszukać wielu elementów wspólnych, które są zadziwiająco zbieżne ze złotymi zasadami inwestowania, które niekiedy brzmią bardzo banalnie i o których zdarza nam się zapominać, gdyż są tak oczywiste.

Można oczywiście narzekać, że większość z rozmówców zaczynała swoją karierę giełdową w czasach, kiedy instrumenty pochodne były jeszcze na tyle nieefektywne, że sam arbitraż pozwalał zarobić krocie. Można też mówić, że w większości są to ludzie, którzy mieli dostęp do najlepszych parkietów, gdzie wykupowali lub otrzymywali stanowiska na trading floorze.

Nie będę wdawał się dalsze rozważania. Powiem tylko, że są to książki, do których z pewnością wrócę jeszcze wiele razy i które za każdym razem ujawnią swoje jeszcze dotychczas nieodkryte aspekty.

Dla wszystkich, którzy nie mają jeszcze anglojęzycznych wersji jest dobra wiadomość, gdyż Wydawnictwo Linia wydaje właśnie pierwszą z tych części. Nie piszę tego z powodu bannerów, które wiszą u mnie na blogu. Piszę dlatego, że są to po prostu świetne książki.

piątek, 23 marca 2012

O przewadze opcji OTM nad ITM

niedziela, 18 marca 2012

Refleksje blogera finansowego

Zainspirowany wpisem, który ostatnio pojawił się na blogu Metafinanse, postanowiłem skrobnąć dwa słowa, gdyż jako humanista miałbym problemy ze zmieszczeniem się w zwykłym komentarzu. Niedługo miną dwa lata od dnia, w którym zacząłem regularnie publikować swoje spostrzeżenia i analizy, których w tym czasie zebrało się około 300. Myślę, że z perspektywy czasu mogę podzielić się już ogólnymi spostrzeżeniami dotyczącymi tego rodzaju aktywności.

Ciężko jest jednoznacznie powiedzieć, czy polskie blogi finansowe umierają. Bo i jak to zmierzyć? Tak dynamiczne środowisko, w którym jedne serwisy pojawiają się, a inne znikają z dnia na dzień, jest trudno mierzalne. Upadek, jak to ujął autor wspomnianego bloga, może być postrzegany poprzez te największe serwisy, które działając od lat wyrobiły sobie pozycję, a następnie zniknęły z sieci lub zmieniły profil działalności w taki sposób, że nie jest ona już tak atrakcyjna dla odbiorców, jak to miało miejsce kiedyś. Myślę, że nie jest to miarodajny sposób mierzenia kondycji blogosfery finansowej, gdyż tak dynamiczne środowisko musi być ujmowane całościowo, co przy obecnych możliwościach technicznych jest bardzo trudne.

Jako problem podnoszone jest też wyczerpanie danej tematyki. Myślę, że dotyczyć to może głównie blogów traktujących o oszczędzaniu. Bo ile też można pisać o lokatach i kontach oszczędnościowych? Ile może być sposobów na ograniczanie wydatków, czy optymalizowanie budżetu domowego? Wcale się nie dziwię, że blogosfera może być przepełniona tą tematyką. Sam z pamięci mogę wyliczyć kilkanaście blogów, które skupiają się właśnie na tych zagadnieniach. Nawet się szczególnie nie dziwię, że ktoś, kto stworzył kilka setek wpisów na ten temat, może poczuć znużenie i brak weny, co ostatecznie przekłada się na jakość samych wpisów, a skutkuje powtarzaniem tego, co już się kiedyś napisało lub bieżącym relacjonowaniem zmian w oprocentowaniu lokat (co swoją drogą też jest wartościowe).

Sam prowadzę bloga, w którym zajmuję się głównie zagadnieniami inwestycyjnymi. Tutaj pole manewru jest zdecydowanie szersze, gdyż i gama instrumentów finansowych, jak i samych technik, metod i podejść jest zdecydowanie pełniejsza. Dzięki temu, wcale nie czuję się wypalony, jak również nie czuję obaw, że zabraknie mi tematów do omawiania. Będąc inwestorem indywidualnym, cały czas się rozwijam, poznając nowe koncepcje i opracowując nowe podejścia, co daje mi możliwość pisania o tym samym, ale na wiele sposobów. Również omawianie własnych doświadczeń może być ciekawą wartością dodaną dla czytelników, oferując coś więcej niż suche analizowanie bieżącej sytuacji rynkowej.

Od pewnego czasu miałem pewien niedosyt związany z faktem, że tematyka inwestycyjna jest nieco bardziej zamknięta niż szeroko pojęte oszczędzanie, przez co mój blog ma szansę trafić do zdecydowanie mniejszego grona odbiorców. W końcu więcej osób zainteresowanych jest lokatami i funduszami inwestycyjnymi, a niewielu aktywnie działa np. na rynku opcji. W obecnej sytuacji, wybrana przeze mnie tematyka okazuje się być raczej atutem niż mankamentem, gdyż na razie bardziej cierpię na deficyt czasu, żeby opracowywać nowe strategie i je opisywać, niż deficyt pomysłów.

Myślę, że właśnie tutaj leży kluczowa linia podziału pośród blogów finansowych. Tematyka oszczędzania, optymalizacji podatkowej na lokatach i zarządzania domowym budżetem została już w wielu miejscach wyczerpująco opisana, podczas gdy tematyka inwestycyjna w dalszym ciągu jest atrakcyjna, rozwija się i co ważniejsze, nie widać na horyzoncie jej schyłku. Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Wprowadzane przez giełdę nowe instrumenty, takie jak certyfikaty strukturyzowane (bonusowe, dyskontowe, knock-out), a w niedługiej przyszłości również opcje na akcje, dają możliwość konstruowania nowych innowacyjnych strategii, których omawianiem ciągle można się zająć. Co więcej, coraz łatwiejszy dostęp do rynków zagranicznych pozwala na przenoszenie na nasze podwórko doświadczeń zbieranych na zdecydowanie bardziej rozwiniętych parkietach, co w świetle ciągle małego grona osób w Polsce inwestujących w ten sposób, może skutkować niewielkim, ale wiernym i aktywnym gronem czytelników.

Dlatego też sądzę, że wieszczenie upadku polskiej blogosfery finansowej jest nieco przedwczesne. Można ciągle wymienić wielu wartościowych autorów, którzy testują coraz to nowe pomysły i opisując je w interesujący sposób powiększają zasób dostępnej w Internecie wiedzy na ten temat. 

Nie jest przecież wykluczone, że ktoś z naszych czytelników, zainspirowany jakimś wpisem, założy swojego bloga, który w przyszłości stanie się kolejnym ogniskiem wymiany wiedzy i poglądów na finansowe tematy. W końcu Facebook, czy Google też zostały stworzone z niczego przez kilku młodych ludzi z pasją i pomysłem :)