Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

poniedziałek, 28 lutego 2011

Kolejny wielki krok c.d.

Tak się szczęśliwie złożyło, że miałem dziś dzień wolny w pracy i mogłem zabrać się od rana za kupowanie mojej strategii. Opcja kupowana, czyli call 2700 poszła na pierwszy ogień, gdyż to ją uznałem (z racji większej ceny) za podporę tej strategii. Kupiłem ją praktycznie na samym otwarciu za cenę 25,50 pkt. Decyzję podjąłem szybko, gdyż była to oferta lepsza do moich wyliczeń i oczekiwań. Z drugą opcją dość długo się wstrzymywałem, gdyż rynek zaczął rosnąć, dzięki czemu mogłem oczekiwać lepszej ceny za jej sprzedaż. Ostatecznie wystawiłem call 2800 za 6,05 pkt, co również było wynikiem powyżej oczekiwań. Trzeciej opcji na chwilę obecną nie wystawiałem, więc zajęty przeze mnie bull spread kształtuje się następująco:
W najgorszym scenariuszu tracę 194,50 zł i jest to moje maksymalne ryzyko w tej strategii (dopóki nie przekształcę jej w coś innego). Strata zmniejsza się w miarę wzrostów kontraktu na wig20 ponad 2700 pkt, a ja zarabiam powyżej 2720. Maksymalny możliwy do zrealizowania zysk zaczyna się powyżej 2800 pkt i wynosi 805,39 zł, co daje stosunek zysku do ryzyka na poziomie 4,14. Przyznam szczerze, że nieczęsto spotykałem takie na akcjach.

Na chwilę obecną nie planuję dosprzedawania drugiej opcji call, jak to jeszcze wczoraj zamierzałem. Wynika to z faktu, że akceptowalny poziom ryzyka udało mi się osiągnąć już dwiema opcjami. Rozważę ewentualność sprzedania jej, jeśli rynek wzrośnie na tyle, że dostanę za tę opcję "godziwą" cenę. Na przeniesienie całego spreadu w strefę zyskowności nie liczę, ale miło by było ograniczyć ryzyko co najmniej o połowę. Jest to całkiem realne, gdyż dzisiejszy układ świec wygląda bardzo byczo, więc z nadzieją patrzę w jutro.

Muszę przyznać, że na chwilę obecną moja przygoda z opcjami rozwija się bardzo pozytywnie. Rynek może nie zachwyca płynnością, ale pewne rzeczy da się ustawić, depozyt za sprzedaną opcję również nie jest wielki, więc spodziewam się, że będę częściej bawił się tymi instrumentami. Bo nie ma to jak na początku zarobić :)

niedziela, 27 lutego 2011

Kolejny wielki krok

W życiu inwestora są czasem chwile które można uznać za kamienie milowe. Z pewnością pierwszym takim wydarzeniem jest samo podjęcie decyzji o pomnażaniu środków na giełdzie. Jest to o tyle ważne, że bywa to decyzja zmieniająca wiele w późniejszym (finansowym) życiu. Kolejnym krokiem, takim który się pamięta, jest początek samodzielnego inwestowania. Pierwsze zlecenia, pierwsze zarobione złotówki i przewiezione straty. To zostaje w głowie.

Następne kroki są już mniej spektakularne. Przejście na kontrakty terminowe czy forex bywa dla niektórych dużym wydarzeniem. W moim przypadku przyszedł czas na pójście dalej - w opcje giełdowe. Od zawsze myślałem o opcjach, jak o instrumentach tak złożonych, że nie warto nawet próbować się nimi interesować. Matematyka, statystyka, wyceny i mnogość możliwych strategii sprawiały, że czułem się dobrze w świecie, gdzie znaczenie ma tylko cena i czas. Sporadycznie miewałem okresy powrotu do zainteresowania opcjami, lecz wielkość portfela stanowiła kluczowe ograniczenie - nie mogę sobie pozwolić na zaryzykowanie kilkudziesięciu czy stu punktów, a tyle wynoszą premie opcyjne. Ostatnio jednak ponownie wróciło mi chwilowe zainteresowanie opcjami, a bliska już wygaśnięcia seria marcowa sprawiła, że premie w granicach 300 zł jestem w stanie udźwignąć. Czas zaryzykować.

Ostatnio będąc na piwku ze znajomymi usłyszałem od koleżanki, że generalnie fajne jest to, że piszę bloga i w ogóle, ale jeśli ktoś próbował zrozumieć kwestie tu poruszane, odpuszczał stwierdziwszy, że to jest jakiś kosmos. Jestem przekonany, że stali czytelnicy tego bloga inaczej patrzą na te sprawy :) Niemniej jeśli już zajmowałem się danym zagadnieniem, robiłem to w przeświadczeniu, że mogę w miarę kompetentnie się na określony temat wypowiedzieć, a jeśli nie mogę, to wyraźnie to zaznaczam. W przypadku opcji sprawa jest zupełnie odmienna. Przyznaję otwarcie, że w chwili obecnej moje pojęcie o tych instrumentach jest niewielkie. Co prawda trochę poczytałem, trzy razy obejrzałem szkolenie o opcjach zrealizowane przez FERK we współpracy z BOŚ SA i to by było w zasadzie wszystko. Nie potrafię policzyć przyszłej wyceny opcji w oparciu o modele, a greckie współczynniki są dla mnie tak niejasne, jak na początku. Mimo tego, chcę spróbować nowego rynku korzystając z faktu, że wartość czasowa jest stosunkowo niska. Dlatego uprzedzam wszystkich, że w tym wpisie, jak i w moim podejściu i analizie, mogą znajdować się szkolne wpadki i całkiem istotne pomyłki. Jeśli ktoś bardziej biegły w obracaniu tymi instrumentami dostrzeże, że popełniam gdzieś kardynalny błąd, który może mnie dużo kosztować, niech mnie ostrzeże zanim będzie za późno dla mojego portfela :)

Z drugiej strony przepraszam zupełnie niewtajemniczonych, że nie wyjaśnię podstaw teoretycznych. Nie czuję się w temacie za dobrze, więc odsyłam do szkolenia zamieszczonego tutaj.

Najpierw opowiem, pod co chcę zagrać. Indeks Wig20, stanowiący bazę dla opcji, znajduje się obecnie w fazie korekty. Patrząc po wierzchołkach widzimy rysującą się formację odwrócenia, ale z drugiej strony oscylator pokazuje wyprzedanie, a indeks wydaje się odbijać od wsparcia. Dlatego też postanowiłem, choć z wątpliwościami, nastawić się na długą pozycję.
Początkowo miała być sama opcja call ze strikiem 2700 pkt, czyli opcja posiadająca w chwili obecnej jedynie wartość czasową, a której warunkiem wygaśnięcia z wartością jest wyjście powyżej właśnie 2700 pkt. Premia, którą trzeba by było zapłacić za tę opcję wynosiła w piątek 28 pkt, więc w najgorszym możliwym wypadku moja strata nie przekroczyłaby okolic tej wartości (zależnie od ceny kupna) powiększonej o prowizję. Zysk - nieograniczony. Punkt zyskowności, w zależności od kupna, w okolicach 2728 pkt, więc widzimy, że indeks musiałby podskoczyć o kilkadziesiąt puntów, żebym cokolwiek zarobił. Poniższy wykres, wygenerowany w arkuszu do opcji by Bossa, pokazuje profil wypłaty dla założonej strategii long call.
Niebieska linia z punktorami pokazuje wartość strategii w zależności od wartości instrumentu bazowego (pozioma oś). Widzimy, że w najgorszym wypadku tracę 280 zł zapłacone za opcję, a im bardziej wzrośnie indeks (kontrakt FW), tym więcej mogę zarobić.

Zaryzykowanie 280 zł to jednak trochę dużo, nie sądzicie? A patrząc na to z drugiej strony, ile powyżej 2800 pkt może wzrosnąć indeks w ciągu trzech tygodni? Niektórzy zapewne dostrzegą tu jeden z błędów graczy opcyjnych, czyli nieuwzględnianie grubych ogonów, ale o tym będzie później. Tak więc można zastosować tutaj pewien sposób zwany strategią spreadu byka. Kupuję opcję call ze strikiem 2700 i jednocześnie sprzedaję opcję call ze strikiem 2800. Dzięki wystawieniu tej drugiej opcji, zgarniam trochę gotówki, przez co spada mi ryzyko strategii w zamian za rezygnację z kosmicznych zysków, które i tak byłyby mało realne. Oto profil wypłaty:
Wystawienie opcji obniżyło ryzyko strategii z 280 zł na 233 zł. Już jest fajnie :) Ponadto warto spojrzeć na relację zysku do ryzyka. Mogę maksymalnie zarobić 766 zł, co daje nam współczynnik prawie 3,3. Ładnie.

Wystawianie opcji wiąże się z wymogami depozytowymi, które przekręciły już wielu zawodników. W moim wypadku w chwili kupna strategii w poniedziałek będę musiał wpłacić jakieś 1280 zł. Niestety, w miarę wzrostu instrumentu bazowego, będzie tez rosło ryzyko, że moja wystawiona opcja zostanie zrealizowana w cenie, co pociąga za sobą zwiększone wymogi depozytowe. I tak jeśli w dniu poprzedzającym wygasanie indeks znajdzie się na poziomie 2810 pkt, będę musiał zwiększyć depozyt do poziomu ok. 2020 zł. Jestem na to przygotowany.

W tym momencie, podczas zabawy arkuszem opcyjnym, przyszedł mi do głowy szatański pomysł. A gdyby tak zamiast jednej, sprzedać dwie opcje call? Znów spadnie ryzyko straty w przypadku zjazdu indeksu na południe. Niestety, takie rozwiązanie ma dwa końce - nie można już bezkarnie liczyć na wzrosty. Dlaczego? Dlatego, że profil strategii wygląda następująco:
Widzimy wyraźnie, że zyskowność strategii wygląda zupełnie inaczej. Ryzyko po lewej stronie wykresu zmalało, dzięki sprzedaniu drugiej opcji call i obecnie wynosi 187 zł. Całkiem nieźle, o ile mamy w pamięci początkowe 280 zł. W lewą stronę przesunął nam się również punkt zyskowności, który obecnie wynosi 2718 pkt. Problem pojawia się powyżej poziomu 2800, gdyż wtedy przewagę zyskują dwie sprzedane opcje i każdy ruch powyżej tego poziomu zmniejsza zysk, a powyżej 2881 pkt rozpoczyna się generowanie straty, już nieograniczonej żadnymi limitami.

Ze sprzedażą dwóch opcji wiążą się również większe wymagania depozytowe. Początkowo będzie to około 2270 zł, ale w miarę przesuwania się w prawą stronę suma ta będzie rosła, osiągając 3020 zł przy poziomie 2750 zł oraz 5250 zł przy kluczowym punkcie 2881, gdzie zaczną się straty. Są to oczywiście szacunki na chwilę obecną, zmiany parametrów takich jak zmienność mogą wpłynąć na te wymagania.

Myślę, że warto krótko podsumować to, co chcę zrobić. Buduję strategię opcyjną, w której tracę 180 zł, jeśli indeks (kontrakt) w dniu 18 marca nie znajdzie się powyżej poziomu 2700 pkt. Zarabiam w przedziale 2718-2881 pkt, a zyski osiągają swój szczytowy poziom w okolicach 2800 zł, kiedy to wynoszą 810 zł. Strategia jest stratna powyżej 2881 pkt i strata rośnie w miarę przesuwania się powyżej tego poziomu. Oto, jak wygląda to na wykresie kontraktu FW20H11:
Pierwszym ryzykiem jest wyjście indeksu powyżej poziomu 2881 zł. Od piątkowego zamknięcia kontraktu jest to 208 punktów, co daje 7,8% wzrostu w ciągu 15 sesji. Nie sądzę, żeby takie wzrosty miały miejsce, ale jak wiemy na rynku zdarzają się różne cuda. Dlatego też jest to w chwili obecnej największe zagrożenie.

Kolejną kwestią są wymagania depozytowe. Na chwilę obecną jestem przygotowany na zabezpieczenie depozytu na sprzedanie jednej opcji call. Zrealizowanie sprzedaży dwóch opcji będzie wymagało z mojej strony albo dopłacenia 2-3 tysięcy do rachunku albo sprzedania wbrew strategii któregoś z pakietów akcji. Oba wiążą się z problemem czasu, gdyż przelewy nie przechodzą błyskawicznie, a środki ze sprzedaży akcji pojawią się w trybie D+3. Myślę, że monitorując na bieżąco zapotrzebowanie na depozyt, wybiorę raczej drogę sprzedaży akcji.

Wariantem awaryjnym, który przewidziałem jest sprzedaż strategii w okolicach jej wysokiej zyskowności, powiedzmy 60-70% maksymalnego możliwego do zrealizowania zysku. O ile moja jedna kupiona opcja call będzie posiadała już wartość wewnętrzną i resztki czasowej, o tyle wielką niewiadomą są dla mnie warunki zamknięcia (czyli odkupienia) dwóch opcji uprzednio sprzedanych. Zapewne, ze względu na bliskość strike'a cena będzie wyższa niż ta, po której sprzedawałem, więc odbije się to niekorzystnie na zyskowności strategii. Jak bardzo? Niestety nie jestem w stanie tego policzyć ani przewidzieć.

Zatem plan jest taki, żeby w poniedziałek z rana ubrać się w tę strategię i trzymać kciuki za wzrosty do poziomu 2800 pkt, a jeśli zostaną osiągnięte jego okolice, sprzedać całą strategię, aby nie doprowadzić do popadnięcia w straty powyżej 2881 pkt. Oczywiście oceny będę dokonywał na bieżąco, gdyż jeśli pozostaną 2 dni do rozliczenia, raczej nie zdecyduję się na sprzedaż, gdyż ryzyko ruchu o 80 pkt w górę znacząco zmaleje.

Jeśli dostrzegacie gdzieś błąd w moim rozumowaniu lub chcecie mnie odwieść od tych zamiarów, macie czas do jutra rana :)

środa, 23 lutego 2011

Certyfikaty strukturyzowane - oferta i płynność

Niezmiernie bawią mnie, prezentowane na różnego typu szkoleniach, wypowiedzi przedstawicieli GPW, który opowiadają, jak to szeroką ofertę inwestycyjną prezentują certyfikaty strukturyzowane. Patrząc na to zagadnienie z formalnego punktu widzenia, mają rację i trudno zarzucić im kłamstwo. Już same certyfikaty Raiffeisen Centrobanku (RC) pozwalają inwestować m.in. w:

Indeksy:
- DAX,
- DJ Euro STOXX 50,
- Nikkei 225,
- Nasdaq 100,
- RTX.

Surowce:
- ropa,
- złoto,
- srebro,
- gaz ziemny,

Towary rolne:
- kakao,
- kawa,
- cukier,
- pszenica,
- kukurydza,
- soja,

Koszyki towarów:
- koszyk metali (po 25% - srebro, złoto, platyna, pallad)
- koszyk rolnych soft (po 25% - kukurydza, pszenica, cukier, rzepak),
- koszyk rolnych food (po 20% - kawa, kakao, cukier, soja, pszenica),

Regionalne koszyki spółek:
- CECE EUR (rynek polski, czeski, węgierski),
- CECExt (rynek słoweński, chorwacki, bułgarski, rumuński),
- Skandynawia (Dania, Szwecja, Norwegia)

Krajowe koszyki spółek:
- RPA,
- Turcja,

Koszyki sektorowe:
- spółki wydobywające żelazo,
- spółki wodne (pompowanie, filtracja),
- spółki leśne (dbające o odpowiednie użytkowanie drewna).

Certyfikaty typu SHORT (rosną, gdy instrument bazowy spada):
- ropa,
- DAX.

Ponadto można odszukać certyfikaty na konkretne sektory i regiony (CEE budownictwo) oraz na poszczególne spółki. Oferta jest faktycznie szeroka, dokładny spis certyfikatów tutaj.

Wracając jednak do moich zarzutów dotyczących możliwości REALNEGO inwestowania, czyli korzystania z dostępnej oferty, zapraszam do obejrzenia wykresu certyfikatu spółek z branży leśnej. Wykres nie istnieje, co zostało stwierdzone u trzech różnych dostawców danych. Hmm? Sprawdźmy dalej. Certyfikaty na DIESEL? To samo, brak jakichkolwiek danych. Na spółkach wydobywających rudę żelaza doszło do 4 transakcji, z czego ostatnia opiewała na prawie 300 zł. Wow.

Ale, ale, jest dobra nowina, RC animuje swoje certyfikaty. Zatem zaglądamy tutaj, gdzie pod pozycją 703 widzimy od razu, że animowana jest dużo mniejsza ilość certyfikatów niż jest notowana. Ten fakt, w połączeniu zaprezentowanymi powyżej przykładami zupełnego braku transakcji na certyfikatach, stawia pod poważnym znakiem zapytania faktyczną szerokość oferty dla inwestorów.

Jako że niniejszy blog nie służy wyszukiwaniu problemów, ale rozwiązywaniu ich, zastanówmy się, na czym udaje się zagrać. Niestety nie udało mi się odszukać na stronie GPW warunków animacji dla konkretnych certyfikatów, na maila również nie uzyskałem odpowiedzi, więc muszę się oprzeć na materiałach ze szkolenia Roberta Raszczyka (jeszcze wtedy w GPW) z grudnia 2009 roku, gdzie przykładowo podaje następujące maksymalne spready (w %) i wielkości pozycji (szt. w zleceniu) oferowane przez animatora:

Ropa Crude - 2% - 1000,
Złoto - 2% - 500,
DAX - 3% - 1000,
DJ Euro STOXX - 3% - 1000,
Srebro - 4% - 1000,
Kawa - 5% - 1000,
Cukier - 5% - 1000,
Pszenica - 9% - 1000.

Jak więc widzicie, na tych walorach zawsze można kupić lub sprzedać określoną ilość papierów. Tym bardziej dziwi mnie sytuacja opisana przez Tobiasza pod poprzednim wpisem. O ile więc zlecenia animatora zawsze gdzieś są (o ile certyfikat jest animowany), to dokonanie transakcji może być utrudnione z racji, nie bójmy się tego słowa, tragicznego niekiedy spreadu. Trochę pocieszać może fakt, iż jest to spread maksymalny i niekiedy animator daje węższe widełki. Skali promocji nie znam, gdyż trzeba by było posiedzieć online i pooglądać arkusz.

Nasze szczęście jest takie, że oferty kupna/sprzedaży pochodzą nie tylko od RC, ale również od inwestorów, którzy są zainteresowani obracaniem danym walorem. Dlatego też możemy powiedzieć o pewnym gronie liderów, gdzie płynność jest już zadowalająca. Oto mój autorski ranking, poczynając od tych najbardziej płynnych:

RCSCR - krótka ropa,
RCSIL - srebro,
RCGLD - złoto,
RCNMB - koszyk metali,
RCSUG - cukier,
RCKAO - kakao,
RCWHT - pszenica,
RCCOR - kukurydza,
RCSDX - krótki DAX.

Mogłem coś pominąć, ale raczej nie ma tego wiele. Wychodzenie poza powyższy zestaw może prowadzić do znacznego wzrostu kosztów spreadu, a co za tym idzie, obniżać rentowność inwestycji.

Tak poza tematem, patrząc na powyższe zestawienie w miarę płynnych certyfikatów, można odnieść wrażenie, że inwestorzy są zainteresowani głównie inwestowaniem w towary i surowce, a także szukają okazji do gry na spadkach.

c.d.n.

niedziela, 20 lutego 2011

Certyfikaty strukturyzowane - podstawy

Po dość długiej przerwie, czas powrócić do tematu certyfikatów strukturyzowanych. Nie bardzo lubię zajmować się aspektami ściśle formalnymi, ale trzeba poznać kilka cech tego typu instrumentów, żeby móc bez problemów w nie inwestować lub mówiąc dokładniej, nimi spekulować.

Certyfikat strukturyzowany RC jest instrumentem finansowym, który ma odzwierciedlać zmiany cen waloru, na którym jest oparty. Nazywany jest z tego względu "trackerem". W kwestii zasad obrotu warto wspomnieć, iż certyfikaty notowane są na rynku równoległym GPW, począwszy od 9.30 aż do 17.30. Co ważne, notowane są w PLN, o czym będę wspominał w kolejnych wpisach. Rozliczenie transakcji odbywa się na zasadzie T+2.

Nazewnictwo certyfikatów ma swoją specyfikę. Pierwsze dwa znaki to symbol emitenta, kolejne trzy to nazwa instrumentu bazowego, kolejny to nazwa serii, a ostatnie cztery to data zapadalności. I tak:

RCGLDAOPEN oznacza:

RC - Raiffeisen Centrobank,
GLD - gold, certyfikat śledzi ceny złota,
A - seria A,
OPEN -brak określonego terminu zapadalności.

Wszystkie certyfikaty RC będą miały podobne nazwy, z różnicą na instrument bazowy oraz datę zapadalności (wygasający w sierpniu 2012 będzie miał końcowe cztery znaki - 0812).

Następną ważną cechą certyfikatów inwestycyjnych jest lewar, którego brak :) Tak więc płacąc 2000 zł za kilka certyfikatów nie czerpiemy zysków od większej pozycji, a co za tym idzie nie ma tutaj czegoś takiego, jak depozyt.

Inną ważną różnicą jest fakt, iż instrument oddaje cenę waloru 1:1, co oznacza, iż nie ma (w przeciwieństwie do kontraktów) premii lub dyskonta. Tak więc wszelkie transakcje arbitrażowe są raczej bez sensu, zwłaszcza wobec funkcjonującej płynności.

Kolejna rzecz to opłaty, których również brak :) Emitent nie pobiera żadnych opłat za wystawianie danego instrumentu czy też za pilnowanie, aby nie odbiegał od instrumentu bazowego. Płacimy więc tylko prowizje maklerskie, zgodnie z cennikiem dla akcji. Naszym kosztem, a zarobkiem emitenta jest spread, gdyż to Raiffeisen animuje swoje certyfikaty.

Z rzeczy praktycznych warto jeszcze wspomnieć, iż na certyfikaty strukturyzowane nie można składać zleceń PCR oraz PCRO. Jeśli chce ktoś kupić po spreadzie może zawsze złożyć zlecenie z odległym limitem.

Dla niektórych może być jeszcze istotne, co kupujemy decydując się na taki instrument. Z mojej wiedzy wynika, że nic. Tzn. nie stoją za tym jakieś konkretne aktywa typu sztaby złota w skarbcu lub pszenica w magazynach. Dlatego też do ryzyk inwestowania w tego typu certyfikaty należy zaliczyć ryzyko wypłacalności emitenta. Zapewne są gdzieś zawarte szczegółowe informacje dotyczące gwarancji, ale niestety nie starczyło mi siły, żeby do nich dotrzeć :)

niedziela, 13 lutego 2011

Dobrze jest tam, gdzie nas nie ma

Tym mało optymistycznym tytułem chciałbym zainaugurować nowy cykl wpisów dotyczący inwestowania w instrumenty nie będące akcjami i nie związane z sytuacją na polskim podwórku. Mam tu głównie na myśli certyfikaty emitowane przez Raiffeisen Centrobank, które dają możliwość lokowania kapitału w inne rynki akcji, surowce, towary rolne lub koszyki różnego typu aktywów. Jeśli się rozpędzę, być może pogrzebiemy jeszcze w certyfikatach innych emitentów, których na obecną chwilę bliżej nie badałem.

Po co się interesować tego typu sprawami? Głównie po to, żeby mieć możliwość dywersyfikacji naszych inwestycji. Kupowanie kilku różnych spółek, nawet jeśli należą one do zupełnie odmiennych sektorów, jest ciągle inwestowaniem w akcje, a więc tę samą klasę aktywów. W 2008 roku rynek akcji spadał po całości, a inwestorzy tracili duże sumy. Co prawda byli to głównie inwestorzy, którzy przespali moment na zamknięcie pozycji i wieźli coraz większą stratę, ale myślę, że można śmiało założyć, iż niektórzy nie mieli świadomości, że na GPW można nabyć instrumenty o ujemnej korelacji z indeksami (nie licząc kontraktów terminowych dających możliwość zajmowania krótkich pozycji). Poniżej przedstawiam wykres certyfikatu RC na krótką ropę, który pojawił się już w trakcie spadków na akcjach, ale mimo tego dosyć dobrze obrazuje, gdzie można było szukać zarobku w tym czasie.
Oczywiście wykres spreparowałem tak, żeby pokazywał tylko okres wzrostów, ale jego zadaniem jest działanie na wyobraźnię :) Jak już się bawimy to pokażę jeszcze złoto za ostatnią dekadę, ale z zastrzeżeniem, że jest to wykres w USD, co jak się później okaże, nie jest bez znaczenia:
Cykl ten będzie niejako kontynuacją poprzedniego, głównie dlatego, że inwestowanie w certyfikaty jest raczej wskazane przy poszukiwaniu trendów długoterminowych. Przyczyną są zarówno spready, które mogą stanowić całkiem pokaźny koszt przy transakcjach zaplanowanych na mniej niż kilka miesięcy, jak również sama specyfika aktywów, na które proponowane są certyfikaty. W końcu jeśli ktoś chce dokonywać dużej liczby transakcji na małych ruchach, prędzej wybierze kontrakty.

Tak więc zapowiada się kilka interesujących wpisów, które mogą nieco poszerzyć spektrum możliwości, które stoją przed inwestorem na GPW. Szczególnie warte zainteresowania certyfikaty są w kontekście IKE. W końcu jak już planujemy inwestycje mogące przeciągnąć się na kilka lat, to czemu nie spróbować przy okazji ominąć podatek?

piątek, 11 lutego 2011

Trójkąty tu i tam

Trójkąt jest fajną formacją. Po pierwsze dlatego, że ma tendencję do zawężania się (w przeciwieństwie do megafonu), dzięki czemu wiemy, kiedy może nastąpić wybicie. Z drugiej strony zmniejszanie się amplitudy wahań pozwala ustawić ciaśniejszego stopa w przypadku łapania wybicia. Trójkąty zwyżkujące w trendzie wzrostowym są świetną okazją do zajmowania pozycji. Pisałem o tym kilkukrotnie (do wpisów możecie dotrzeć poprzez tagi na dole postu lub za pomocą wyszukiwarki w połowie prawej szpalty).

Tym razem w oko rzuciły mi się dwa trójkąty. Pierwszy z nich, mający jeszcze trochę czasu do osiągnięcia apexu, rysuje się na kontraktach terminowych. Oto wykres:
Teoretycznie mamy trójkąt symetryczny w trendzie wzrostowym i do tego odbijający się od dolnego ramienia. Dobra okazja do zajęcia długiej pozycji z zagraniem pod wyjście górą. Jednak trochę nie podobają mi się te wierzchołki, które układają się cokolwiek spadkowo. Skoro rynek nie był w stanie po raz kolejny podnieść maksimów, można się zastanawiać nad jego siłą. Mimo wszystko, tragicznie to nie wygląda.

Dla osób z nieco mniejszymi portfelami, ale nie mniejszymi ambicjami, proponuję następujący trójkąt:
Czy jest to optymistyczny wykres... Cóż, można się spierać. Jeśli uważnie się przyjrzymy to dostrzeżemy, że z listopadowo-grudniowego trójkąta spółka wyszła dołem na początku stycznia. Teraz mamy bardzo podobną sytuację. Myślę, że możliwe są oba warianty, a wyjście w górę może być całkiem efektowne. Należy oczywiście pamiętać, że jest to spółka mocno powiązana z ogólną sytuacją na rynku, więc tam, gdzie pójdzie rynek, pójdzie i PKO.

Mimo faktu, że nie mam żadnej koncepcji wybicia, można pod to zagrać. W tym celu proponuję udać się na wykres kontraktu FPKO, który ma tę wielką zaletę, że daje nam sposobność zagrania na krótko i do tego z lewarem.
Czerwone kreski symbolizują możliwe lokalizacje zleceń - górna pozycję długą, dolna krótką. Jest to sytuacja, w której nie wiemy, gdzie pójdzie rynek, ale wiemy, że pójdzie. Na opcjach można by tu było zrobić długi stelaż. W sytuacji, gdy rynek wybije się w którąś ze stron i zajmiemy pozycję, zlecenie niezrealizowane służy nam jako stop loss. Przyjąłem tu ryzyko 120 zł/kontrakt, ale każdy może przyjąć tu własne wartości. Od mojej miłej Koleżanki uzyskałem informację, że depozyt na FPKO to obecnie jakieś 330 zł, więc poziom wejścia jest na prawdę przystępny dla mniejszych graczy. Oczywiście trzeba jeszcze rozważyć, czy ryzykowana kwota nie będzie stanowiła zbyt dużej części naszego portfela.


**************************

Przy okazji chciałbym zauważyć, iż w dniu dzisiejszym liczba osób pobierających RSS mojego bloga po raz pierwszy przekroczyła wartość 100. Cieszę się, że liczba czytelników rośnie. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z treści, które prezentuję. Jeśli macie jakieś uwagi, jestem na nie otwarty pod mailem i w komentarzach.

środa, 9 lutego 2011

Inwestowanie w dłuższym terminie - podsumowanie

Czas już zakończyć cykl kilku wpisów dotyczący inwestowania w dłuższym terminie. Nazwa może być nieco myląca, gdyż omawiałem w nim podstawy AT, czyli identyfikację trendu oraz zajmowanie pozycji w zgodzie w jego kierunkiem. Stąd też niektórzy mogą twierdzić, że nie jest to żaden "dłuższy termin", ale jedyny wart zainteresowania sposób gry na giełdzie.

Myślę, że samą koncepcję udało mi się przedstawić. Sam przestałem się już jakiś czas temu bawić w swing trading (choć czasem zdarza mi się zagrać w prostokącie) i postanowiłem jechać razem z rynkiem. Jest to podejście wymagające zaledwie kilku minut dziennie na obserwację zajętych pozycji i przesunięcie zleceń, a ewentualną analizę można przeprowadzić w 10-15 minut.

W następnych wpisach również będę się skupiał na podążaniu za trendem, ale z nieco innej perspektywy i na innych niż akcje walorach.  Myślę, że zapowiadają się ciekawe rzeczy, szczególnie dla inwestorów o dłuższym horyzoncie czasowym.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Wolumen prawdę ci powie?

Nie jestem jakimś gorącym fanem koncepcji opartych na wolumenie. Zwracam na niego uwagę przy potwierdzaniu różnego typu ruchów rynku, ale to w zasadzie wszystko. Myślę, że sporo osób podobnie patrzy na wolumen - im większy tym bardziej znaczący jest ruch, który się dokonał. Pytanie, czy zawsze ta koncepcja się sprawdza?
Powyżej przedstawiam wykres spółki BPH z kilku ostatnich dni, z zaznaczeniem transakcji z piątkowego popołudnia. W skali dziennej wolumen wyglądał imponująco, był najwyższy od lipca 2010. Tymczasem przy bliższym przyjrzeniu się widzimy, że nie były to zwiększone obroty podczas całej sesji, ale jedna transakcja, gdzie ktoś rzucił zleceniem akcje o wartości 7 mln. Ta zielona świeczka oznacza szerokość spreadu w tamtym czasie. I kolejny przykład:
Wykres Kredyt Banku mam za ostatnią dekadę. Widzimy, że wyróżnia się tu szczególnie jedna z ostatnich sesji, kiedy to wolumen był najwyższy od 2001 roku (wcześniej nie sprawdzałem). Na pierwszy rzut oka możemy spodziewać się, że w czasie sesji działo się coś szczególnego. Czy na pewno? Oto wykres intra:
Dwie transakcje z czwartku, jedna na 5, druga na 2 miliony akcji zapewniły ten szczególny wolumen. Można by się spodziewać, że rzucenie prawie 110 milionów złotych w spółkę, której dzienny obrót nie przekraczał zazwyczaj 100 tysięcy PLN spowoduje gigantyczne przesunięcie rynku. A tymczasem on ani drgnął.

Zaprezentowane przykłady są obrazem "ustawek" inwestorów z dużymi portfelami. Dogadują się, jeden z nich ustawia wielkie zlecenie, a drugi chwilę później wrzuca przeciwne z tą samą ilością akcji. Papiery przeszły z ręki do ręki, cena nie zmieniła się ani o jotę. Zapewne niebawem usłyszymy o większej zmianie zaangażowania w akcjonariacie Kredyt Banku, gdyż dziś też poszły dwie "ustawki" opiewające łącznie na ponad 1,7 mln akcji.

Wrzucam te wykresy z jednej strony, jako ciekawostkę, ale z drugiej, jako przykład, że nie zawsze to co z pozoru wydaje się znaczące, jest takie. Czasem warto spojrzeć na mniejszą skalę czasową, żeby nie opierać swoich decyzji na błędnych przesłankach.

piątek, 4 lutego 2011

Jedna z wad podejścia intuicyjnego

W poprzednim wpisie wspomniałem, że w swoich analizach uwzględniam elementy, które nazwałem "dniami znaczącymi". Wpis robiłem już po tym, gdy zdarzyła mi się pewna wpadka związana z interpretacją podobnych sesji. Rzecz miała miejsce w poniedziałek, kiedy to jedna z moich spółek - Synthos - zanotowała silny i znaczący spadek. Oto foto:
Jak widzicie, spółka ma za sobą całkiem pokaźne wzrosty, szczególnie w przeciągu ostatniego miesiąca, więc w sumie korekta nie byłaby niczym dziwnym. Ostatnią czerwoną świecę uznałem za początek głębszego ruchu korygującego, mogącego znieść nawet ponad 50% ostatnich wzrostów. Dzień znaczący. Postanowiłem więc przechytrzyć rynek wychodząc teraz i odnawiając pozycję, gdy korekta będzie się kończyła. Zawsze to kilka procent więcej. Ustawiłem zlecenie wyrzucające mnie z rynku nieco poniżej low z tamtego dnia, żeby pozostawić rynkowi jednak miejsce, jeśli otworzy się trochę wyżej i wróci do góry. A tak potoczyły się wydarzenia:
Otwarcie na poziomie -3,5% od razu odpaliło mojego stopa i zrealizowało go sporo niżej niż planowałem. Praktycznie w pierwszej godzinie notowań byłem przekonany, że podjąłem dobrą decyzję, szczególnie w momencie, gdy rynek zniżkował o 5,8%. Jednak po pewnym czasie sytuacja zaczęła się zmieniać. Uruchomił się pokaźny popyt, który zaczął windować cenę, miejscami aż do 3% wzrostów.

Nie miałem innego wyjścia niż uznanie, że pojawił się właśnie kolejny "dzień znaczący". W godzinach popołudniowych odnowiłem swoją pozycję na tej spółce, gdyż uznałem, że rynek zdecydowanie odrzucił scenariusz spadkowy. Słuszność tego kroku potwierdzili inwestorzy, którzy następnego dnia podnieśli ceny o 5,8%, a później o dodatkowe 1,9%. Cała przygoda kosztowała mnie jakieś 5,8% + prowizje.

Przykład ten pokazuje, jak można się naciąć, jeśli nie posiada się mechanicznego systemu lub przynajmniej nie przestrzega się konsekwentnie swoich zasad. Przecież sytuacja trendu nie zmieniła się tamtego dnia, a na tej spółce realizuję właśnie grę z trendem. Chciałem jednak przechytrzyć rynek, być o krok w przód, czytać emocje inwestorów na dzień wcześniej. Kolejna lekcja na moim koncie :)

wtorek, 1 lutego 2011

Inwestowanie w dłuższym terminie VII

Kontynuując wątek dyskrecjonalnej oceny wykresów podczas obserwowania formacji długoterminowego odwrócenia, postanowiłem podzielić moje czynniki pół-dyskrecjonalne na kilka kategorii, które w jakiś sposób powinny przybliżyć moje patrzenie na rynek.

Kształt formacji

Jest on dość istotny. Jeśli zakładam powstanie formacji przypominającej spodek lub oRGR (dołek, niższy dołek, wyższy dołek) preferuję wchodzenie na zakończeniu formowania się prawego ramienia. Najlepiej, jeśli jest ono wyraźnie wyższe od lewego, gdyż wtedy jest mniejsze ryzyko pomieszania poziomów z głową. Stąd też nie zawieram transakcji, jeśli nie widzę sygnałów odwrócenia w okolicy, gdzie takowe odwrócenie powinno mieć miejsce.

Innaczej podchodzę do formacji, które mają mocno "uklepane" dno, jak np. kopex. Wtedy od razu docelowym poziomem jest najsilniejsze wsparcie, a jeśli je przegapię, szukam okazji do wejścia na koniec korekty pierwszego swingu wzrostowego.

Setup wejścia

Mam tu na myśli typowy starter pozycji, a nie całą makro-koncepcję. Jeśli spółka jest na wsparciu, ale nie dokona żadnego ruchu w górę, nie otwieram swojej pozycji. Dzięki temu filtrowi można uniknąć niepotrzebnych wpadek. Oczywiście, jeśli wsparcie jest bardzo wyraźne i wąskie, a spółka akurat się na nim znajduje, można zaryzykować wejście na minimach bez czekania na odwrócenie. Tyle, że wtedy przypomina to bardziej kupno losu na loterii. Jak zawsze, mamy coś za coś: ciaśniejszy stop w zamian za większe ryzyko porażki.

Wolumen

Muszę przyznać, że zwracam na niego uwagę, choć kiedyś tego nie robiłem. Tutaj analiza idzie dwutorowo. Po pierwsze patrzę na wolumen podczas swingów wzrostowych i spadkowych w obszarze formacji. Jeśli widzę, że ruchy w górę odbywają się przy większych obrotach, jest to znaczący sygnał.

Druga część to analiza wolumenu w chwili oczekiwanego zajęcia pozycji, czyli np. podczas końca korekty lub też przy wsparciu. Jeśli na tych poziomach odbywa się walka, przyznaję większą wagę następującemu po niej wybiciu.

Analiza swingów

Analiza wierzchołków - czy kolejne szczyty i dołki są w jakiś sposób ułożone, czy widać hamowanie spadków. Odsyłam tutaj do sposobu, w jaki analizowałem wykres złota

I pokrewna rzecz, ale nieco odmienna, czyli analiza samego przebiegu cen na swingach. Czy ruchy wzrostowe są bardziej dynamiczne od spadkowych, czy nie. Czy uformowanie nowego szczytu odbywa się szybkim ruchem, podczas gdy nowy dołek to powolne opadanie przed kolejnym zrywem. Ten typ analizy łączę z powyższą obserwacją wolumenu.

Dni znaczące

Chyba spotkałem się gdzieś w literaturze z tym określeniem, ale nie pamiętam, co ono tam oznaczało, więc na potrzeby niniejszego wpisu przydaję mu moje autorskie znaczenie. Mam tu na myśli poszczególne sesje, w których cena zachowuje się specyficznie, odmiennie od tego, czego można by w danej sytuacji oczekiwać. Jest to ponadprzeciętna długość świecy (najlepiej z pełnym korpusem, ruch w określoną stronę), której towarzyszy podwyższony wolumen. Dołączam tu również specyficzny kontekst, kiedy dana świeca wystąpiła, czyli np. zdecydowane wybicie się z wąskiej konsolidacji.

Analiza dni znaczących jest wyjątkowo uznaniowa, gdyż technik może sobie podłożyć każde uzasadnienie, podczas gdy mogło to być jakieś pojedyncze info fundamentalne. Niewypał takiej sytuacji można zobaczyć na posiadanej przeze mnie BPH z 25 stycznia. Przyznam szczerze, że oczekiwałem w kolejnych dniach sporych wzrostów, a tu nic :)

*

Połączenie powyższych czynników wpływa na moje podejście do danego wykresu. Do niektórych nastawiam się przez kilka dni lub tygodni, a o wejściu w inne decyduje konkretne zachowanie się w punkcie zwrotnym, np. odbicie od wsparcia długim białym korpusem na dużych obrotach. 

Myślę, że najlepiej poznać sposób patrzenia tradera/inwestora poprzez publikowane przez niego analizy. Dopiero wtedy, w konkretnych przypadkach, wychodzą kwestie, których innym razem się nie pamięta lub nie zwraca na nie uwagi.  Dlatego też warto spisywać swoje uwagi, ewentualnie je publikować. Jeśli uważacie, że na którejś ze spółek rysuje się formacja odwrócenia, podsyłajcie typy na maila (zachęcam do wrzucenia własnej analizy), a ja będę się do nich odnosił na blogu. Myślę, że taka wymiana doświadczeń i podejść będzie korzystna dla obu stron.